piątek, 30 sierpnia 2024

Pierwszy raz

 

Wiedziałam, że to Ty

nikt inny

To nie był sen a fakt

czułam że bardzo

Pragnę smaku ust Twoich

by rozkwitnąć

W Twoich objęciach

stać się kobietą

Tylko dla Ciebie

po raz pierwszy

Darując Ci

dowód miłości

W poświacie księżyca

i blasku gwiazd

To nie złudzenie

być Twoją jedną jedyną

A przeznaczenie

miłością Twojego życia


czwartek, 29 sierpnia 2024

Nikt tylko Ty

 

Nikt nie obłoży lodem

Żaru mojej miłości w sercu

Ani nie ostudzi chłodem

Jedynie zamieni krople krwi

W poranną płaczu rosę

Nikt mnie nie uwolni

Od kochania Cię

Ani nie skradnie Ci

Serca należącego tylko

Do Ciebie

Nikt poza Tobą

Nie tknie ust moich

Róży Płatków

wtorek, 27 sierpnia 2024

Dzień pełen nadziei

 

Dzień pełen nadziei

Wszystko może się zmienić

Jedno nie traktuje

Drugiego jak wroga


Każde z nas stara się być

Najlepsze w dniu pełnym

Radości bez win i grzechów

W bagażu zgromadzonym


Z doświadczeń życiowych

Pragnie przybliżyć się do Boga

Zapomina się o gniewie

Nienawiści i o tym co jest


Drzazgą w duszy tkwi

I bardzo boli w sercu

W dzień powszedni

W święta kiedy szatan

Karmi pychą i nienawiścią

Czarna róża

 

Czarna róża niczym wdowa

Rozkwitała smutno w ogrodzie

Wyróżniała się od innych róż

Pięknem mroku w trwodze


Nie zabiegał nikt o jej względy

Czarna róża w młodym wieku

Umierała gubiąc zwiędłe listki

Przekwitając czekała na pieszczoty


Tak i dusza ludzka obumiera

W samotności bez kontaktu

Z żywą osobą bardzo cierpiąc

Taki to morał z tej bajki

Napisany w tym wierszu

sobota, 24 sierpnia 2024

Mój przyjaciel

 

Była u nas czarna, mała suczka wabiła się Muszka. Problem, jaki z nią był to taki, że lubiła wypijać kurze jajka. Muszka wcześniej była u babci i dziadka, później mama wzięła ją do siebie. Raz pewnego wieczoru jak wróciłam z mamą do domu, od grabionego siana, zastałyśmy Muszkę leżącą pod stołem w kuchni. Przez chwilę przeraził nas ten widok, bo suczka pod stołem leżała i ciężko oddychała. Wychodząc z domu mama, postawiła na stole dużą miskę kurzych jajek. Była przekonana, że suczka jest na podwórzu. Okazało się inaczej, Muszka spała pod łóżkiem i przez chwilę nieuwagi mama zamknęła ją w mieszkaniu. Zanim zdążyłyśmy, wrócić z pola było już po wszystkim. Miska stała pusta na stole wokół było pełno skorup. Nie dowierzałyśmy własnym oczom, że taka mała suczka rasy kundelka mogła wszystkie jajka powypijać. Najbardziej wystraszyła się mama stanem Muszki, bo spodziewała się lada moment pierwszych szczeniąt. Była zła na nią za wypicie jajek i cały z tym związany bałagan, ale nie mogła jej ukarać za to, co zrobiła — w gruncie rzeczy Muszka już była ukarana, nie mogąc się ruszyć. Choć byłam temu przeciwna, mama i tak oddała, naszą suczkę dalekiemu znajomemu. Posępnie i pusto, było mi bez psa w domu, bo Muszka, choć psociła, była fajna. Znajomy mamy przyobiecał, że jak oszczeni się suczka, to jednego szczeniaka z miotu dla mnie zostawi. Nie mogłam się już doczekać... Gdy liście pożółkły i przybrały pierwsze pastele, moja mama odwiedziła znajomego. Muszka karmiła przy sobie dwójkę szczeniąt. Jeden z nich był taki sam jak ona — cały czarny. Tym bardziej nie mogłam, doczekać się jak zacznie samodzielnie jeść. Nie dałam mamie chwili wytchnienia, więc sięgnęła po rower i pojechała dla mnie po małego pieska. Malutka czarna kulka, był taki śliczny, bezbronny i mieścił się w dłoni. Mama nie była z siebie zadowolona, że posłuchała mnie, bo piesio dopiero co zaczynał, patrzeć na świat. Nie miał zębów i nie jadł samodzielnie. Maluch bez matki cały czas piszczał z głodu. Mama miała już go odwieźć do suczki, bo smoczek z butelką na nic się zdawał. Aja uparłam się, że sama go wykarmię i wychowam. Nalałam w mały spodek ze szklanki mleka, umoczyłam w nim palec wskazujący i przytknęłam małemu psiakowi do pyszczka. Długo się patrzył na mnie, nie pojmując, o co mi chodzi. Głód jednak nie dawał za przegrane i potrzeba jedzenia okazała się silniejsza, więc zmusiła go do nauki picia mleka z małego szklanego spodka. Mały przyjaciel zaufał mi na tyle, że najpierw ssał mojego palca wskazującego umoczonego w mleku, a później zaczął pić mleczko ze spodka. Wpadłam na pomysł, żeby mu przecierać pyszczek umoczonymi w mleku palcami. Bobek oblizywał się coraz częściej i częściej aż zaczął samodzielnie pić ze spodka mleko. Po dwóch dniach pojawił się u nas znajomy — był ciekawy, czy mały ssał przez smoczek mleko z butelki. Bobek pił mleko i rósł w oczach jak na drożdżach. Kiedy miał już zęby jadł wszystko, co mu dałam. Zjadał nawet cebulę i kiszonego ogórka z mojej ręki. Spał na grzbiecie tak, jak ja pod kołdrą. Mama przyniosła od sąsiadki, nową czarną poduszkę z białym łabędziem, dla Bobka na legowisko. Bobek obwąchał, całą poduszkę przyglądając się bacznie. Warcząc, rozszarpał ją w strzępy. Jakby tego było, mało obraził się, na mamę unikając kontaktu z jej wzrokiem. Po jakimś czasie mama musiała kupić Bobkowi białą poduszkę. Im był starszy, tym bardziej zadziwiał mnie i wszystkich, którzy go obserwowali. Był mądrym i inteligentnym psem, choć zwykłym kundlem. Potrafił wykradać mi cukierka w papierku, z koszyka zjadając go — oddawał mi papierek do ręki. Mój pies nie musiał, być przez nikogo tresowany. Sam zaskakiwał mnie i innych wokół swoimi pomysłami i umiejętnościami. Miałam, wtedy osiem może dziewięć lat. W domu była też szarobura kotka Murka. Nie miałam zbyt częstego kontaktu z innymi dziećmi, ale za to miałam obok siebie dwójkę nierozłącznych, czworonożnych przyjaciół. Murka i Bobek zawsze dotrzymywali mi, towarzystwa jak mamy nie było w domu, która zwykle jeździła na zakupy szkolnym autobusem. Rano przed ósmą wyjeżdżała, z przystanku i wracała tym samym autobusem około piętnastej. Czasami dopadały mnie chwile smutku, przez które samotnie płakałam w domu. Bobek obserwując mnie płaczącą, najpierw wył, żałośnie solidaryzując się, ze mną w rozpaczy. Babcia, słysząc, nas w duecie za ścianą wpadała niespodziewanie i pytała się: — co tu się dzieje?! Później wielokrotnie wykorzystywałam to, żeby się pośmiać, udając, że płaczę, żeby Bobek powył. Bywało i tak, że żałosny skowyt Bobka nie pomagał mi w płaczu. Bobek groźnie warcząc, szczekał na kotkę, a ona prykając, wystawiała na niego swoje ostre pazurki. Mój pies biegał, za kotką poszczekując, a Murka skakała po storach i firankach na oknach. Podświadomie byłam przekonana, że jedno, drugiemu krzywdy nie zrobiłoby nigdy. Pies i kotka lubili się na co dzień. Miałam z tego niezły ubaw po same pachy. Bobek nie odstępował, mnie o krok był wpatrzony, we mnie jak w obraz. Ogromnie to mnie bawiło. Nie wymagał ode mnie, żebym z nim wychodziła na spacery. Wystarczyło Bobkowi to, że otworzyłam mu drzwi na dwór. Wyskakiwał na podwórko, załatwiając potrzeby fizjologiczne i jeszcze szybciej wracał do mnie z powrotem. Nikt go tego nie nauczył. Kiedy jeździłam, z mamą na wodne masaże do miasta Bobek kładł się na łóżko i wiernie czekał. Na mój powrót do domu. Z jego czarnych małych ślepi spływały łzy. Po powrocie do domu mój mały przyjaciel, na widok mnie oszalał. Zrywał się nagle z łóżka i biegał jak opętany wkoło po całym mieszkaniu. Kiedy leżałam na łóżku, przybiegał do mnie i skakał mi przednimi łapkami na czoło. Po czym w drugą stronę robił, szybkie okrążenie po całym mieszkaniu. Po jednym albo dwóch okrążeniach wskakiwał, ponownie na łóżko i lizał moje stopy po ściągnięciu obuwia i skarpet. I ponownie biegł w drugą stronę, ile sił w łapach wkoło mieszkania. To był Bobka taki stały rytuał. Kierowca, który nas przywoził, do domu nadziwić się nie mógł, co ten pies wyprawiał! Bobek, przede wszystkim nie dawał nikomu ruszyć żadnych moich rzeczy. Tym bardziej nie pozwalał nikomu obcemu zbliżyć się do mnie ani się dotknąć do mnie. Zagryzłby, rozszarpał na kawałki z wściekłości. W takiej akcji Bobkowi z wściekłości zzieleniały i świeciły oczy. Pewnego dnia przyjechał do nas dziadek rowerem. Chciał zabrać mnie do siebie na kilka dni rowerem. Bobek wskoczył na przód kierownicy i pojechał z nami. Ucieszyłam się na samą myśl, że pobędę u dziadka z pieskiem, ale Bobek odprowadził nas i niewiele zwlekając, wrócił przez pola polną drogą do mojego domu rodzinnego. Nie przypuszczałam, że po raz ostatni w życiu widziałam na oczy przyjaciela. Po powrocie od dziadka do domu, Bobka już nie było. Moja mama milczała. Babcia odważyła się, powiedzieć mi, że Bobek biegł na szosę i został śmiertelnie potrącony motorem przez kolegę mojego ojca. Długo nie mogłam, sobie darować, że pozwoliłam Bobkowi samotnie wracać do domu — półtora kilometra polną drogą. . Moja rozpacz nie znała granic, nie mogłam się pogodzić ze stratą psa, którego sama odkarmiłam i wychowałam, kiedy był bezbronnym szczenięciem. Niejednokrotnie przyłapywałam się, na porównywaniu wszystkich psów z Bobkiem i co najgorsze w tym było to, że żaden z nich nie dorównywał, mojemu przyjacielowi o jotę. Pozostały tylko wspomnienia z dzieciństwa, które z czasem sprawiły, że nie mam żadnego psa, bo jestem z góry przekonana, że już takiego przyjaciela nigdy nie będę miała i nie spotkam już, jakim był mój Bobek. Taki przyjaciel zdarza się jeden na milion.

wtorek, 20 sierpnia 2024

w zasięgu ręki

 

zamknij mnie w ramionach

zabierz do marzeń przestworzy

wypełnij miłością każdą myśl

oddam serce Ci w darze


wianuszkiem opleć pocałunków

rumieńcem spłynie nieśmiałość

czynami rozwiej wątpliwości

pragnę miłości w zasięgu ręki


piątek, 16 sierpnia 2024

Jesteś moim cudem

 

Wiatr potargał niesfornie burzę włosów.
Spojrzenie się zaostrzyło w oczach błysk.
Serce mocniej zabiło na znak, że to miłość.
Spąsowiały bardziej tulipany w wazonie.

Zamiast Ciebie zapach w powietrzu się unosi.
Pieści na odległość swym bycia urokiem.
Do ich płatków się tulę zamykam powieki.
Tęsknię za czymś, czego było kiedyś mi brak.

Melodia w przestrzeni rozmywa nostalgię.
Z myślami o Tobie białego walca tańczę.
Gubiąc pereł korale wilgotne od życia pożogi.
Gdy jesteś przy mnie wierzę w cud!



poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Eurydycja

 

Dobro i zło

indywidualny wybór

Charakter można

ulepić pracując nad sobą

Jak kolorową plastelinę

szkicując zakres

Szlifujesz styl

jak cenny kruszec

Złem jest głupota

Dobro naiwnością

co też bywa odebrane

Za niemądre tam gdzie

sięga pogranicze mądrości

Nie sposób jest zdiagnozować

będąc nawet mędrcem


sobota, 10 sierpnia 2024

Skosztowałam miłości

 

Skosztowałam miłości

Już wiem jak smakuje

Doznałam cudu szczęścia

Choć miłość nadal

Ma przede mną tajemnice


Skosztowałam miłości

Już wiem jak smakuje

Jestem dojrzalsza po latach

Nic nie umknęło uwadze

Za mało znam tajników życia


Skosztowałam miłości

Już wiem jak smakuje

Los się uśmiechnął

Przez chwilę a życie swoje...

Burz i zawieruch mi

Nie szczędzi choć patrzę

Na wszystko z innej strony


Skosztowałam miłości

Już wiem jak smakuje

Miłość niczym lizak

Lizana przez papierek

Nadal jestem nienasycona

Czekam na przysmak

Zesłany od losu

czwartek, 8 sierpnia 2024

Nie trać z horyzontu

 

W kokonie objęć istnienia

Istnieje intymny świat

Jesteś przy mnie i ze mną

Bez wątpienia mi bliski


Pierwsze wrażenie

Zapach perfum się unosi

Gdy pochylasz się

Nade mną z miłością


Gwiazdy odbijają się

W odbiciu źrenic jak w lustrze

Już jedno słowo o krok

Coraz bliżej Jesteś blisko


Samotność zrejterowała

Daleko stąd nic nie przeraża

Jak się śmiejesz w obu sercach

Wschodzi słońce z porywem wiatru


Miota szczęściem Ty ze mną

Ja z Tobą przejdziemy razem

Piekło i burzę moc w jedności

Nie wypuszczaj mnie z dłoni

Nie trać z horyzontu



środa, 7 sierpnia 2024

***

 

bezgłos powstrzymuje impuls
przed dziennym światłem
na uwięzi autarkia w szachu
wbrew upustowi krzyczy cisza


czwartek, 1 sierpnia 2024

sen

 

nie gwiazd a spojrzenie oczu
dotyk drżenia serca
esencja szumu
wibracja klimatu i fluidy
w powietrzu
pąs ust karminowych
na policzku róży
żarliwy pocałunek
jeden jedyny błysk
którego nie ma już

Windą do raju 15

  Sonia, drugi dzień nie odzywała się do męża, nie lubiła strzelać fochów przed Arturem. Przez napaść i rękoczyny, jakich się dopuściła Bian...