środa, 28 czerwca 2023

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 21

  Laura, zapoznając się z pomysłem swoich rodziców, westchnęła bardzo głęboko.
Przyznała im – Pomysł jest dobry! Jedynie co było nie na miejscu, żeby naciskać chłopaka na temat ślubu kościelnego. Dziewczynie się nie śpieszyło. Patryk przestał również nalegać co dalej... ale rodzice Laury nabierali wiatru w żagle i namolnie powracali do tematu o ślubie i o weselu. 
- Ok. spróbuję w delikatny i nierzucający się na pierwszy rzut oka sposób zagadnąć Patryka na ten temat, ale kiedy dam wam znać, od razu przedstawcie mu sami ten pomysł z datą 25 maja, który wypadał w sobotę. 
— Nie będzie żadnego problemu!!! — odrzekli chórem dziewczynie rodzice. 
Laura była od samego początku przeciwna temu, żeby przed ślubem cała rodzina poznała jej narzeczonego. Uważała, że na to jest stanowczo za wcześnie i przyniesie to jej, jak zwykle pecha. Stanowczo odradzała matce i ojcu pomysł z wybraniem się do każdego z krewnych ze swoim chłopakiem, ale ojciec ogromnie obstawał przy swoim. Był piękny słoneczny dzień, niedziela. Patryk bardzo chętnie przedtem zgodził się na wspólny wyjazd na wieś do rodziny dziewczyny, więc wyruszyli w czwórkę samochodem marki FORD — ORION w podróż. 
Laura siedziała w aucie, po prawej stronie obok ojca z przodu, a jej matka z tyłu po lewej stronie, obok kobiety siedział Patryk. Zbliżali się do dwupasmówki, mijając obrzeża miasta. Właśnie tutaj nawiązała się rozmowa powracająca, niczym bumerang na ten sam temat od pewnego czasu coraz częściej.
- Czy wyznaczyliście już datę waszego ślubu? — zapytał znienacka mężczyzna zza kierownicy. Patryk popatrzył na Laurę i odrzekł — jeszcze nie, proszę pana.
- Czas najwyższy o tym pomyśleć — nalegał tato Laury.
- Mamy w Biskupicach znajomego księdza, z którym porozmawiałoby się o tym, aby udzielił wam obojgu tego sakramentu. Na pewno zgodzi się, poznając całą waszą, obecną sytuację —   proponował ojciec dziewczyny.
Nagle Patryk poczuł się, jakby wpadł we własne sidła! Nie wiedział przez moment, co ma odrzec na pytanie i propozycję.
- To bardzo miło z państwa strony. Pomysł bardzo mi odpowiada, ale i tak mam problem z uzyskaniem swojej metryki chrztu. Najgorsze jest to, że moi rodzice ochrzcili mnie, w tamtejszym kościele, jak byłem mały i później już nigdy więcej nie miałem okazji tam być na nabożeństwie.
- A gdzie to jest? — spytał mężczyzna prowadzący Forda.
- Miejscowość nazywa się Kazimierzówka czy Kawęczyn jakoś tak, ale nie jestem pewien, nawet gdzie to jest... Chłopak starał się za wszelką cenę odstręczyć mężczyźnie od pomysłu spotkania się z księdzem.
- Wiem gdzie jest Kazimierzówka, zbliżamy się właśnie w tej chwili do tej miejscowości —   wskazał Patrykowi palcem, po prawej stronie mężczyzna przy kierownicy.
-  Miałeś na myśli z pewnością tylko ten kościół w tej okolicy.
- Tak to ten na pewno, bo przecież innego tu nie widać. — potwierdził Patryk.
- No to co? — zapytał ojciec Laury, hamując samochodem, spuszczając z gazu stopę. Zajeżdżamy tam, zaparkuję na kilka minut i my we troje tutaj na ciebie poczekamy, a ty idź i poproś księdza o swoją metrykę chrztu — ponownie nalegał, obstając przy swoim ojciec narzeczonej.
- Właściwie to nie wiem, jak mam się do tego zabrać — odrzekł niepewnie Patryk.
- Nie, najlepiej będzie, jak sam na sam porozmawiasz z tamtym proboszczem — odezwała się matka Laury.
Mężczyzna za kierownicą skręcił w prawo samochodem, zajechał pod kościół i zaparkował.
- To idź chłopcze śmiało! Odwracając  się do tyłu, żeby dodać chłopakowi odwagi. 
Patryk otworzył drzwi z prawej strony i powoli wyszedł z samochodu, maszerując w kierunku kościoła, spoglądał co chwilę na FORDA — ORIONA. Wielki brązowy kościół był ogrodzony dookoła czarnym żelaznym ogrodzeniem. Nagle schował się przed autem o kolorze szarego medalika po drugiej stronie kościoła, kombinując coś potajemnie. Tak naprawdę swoją metrykę chrztu wziął z sobą z domu. Z chrztem w Kazimierzówce, jak zwykle blefował przed ludźmi, których od samego początku wprowadzał w poważny błąd. Teraz zastanawiał się przez kilkanaście minut, jak wybrnąć z tym świstkiem papieru?! Laura co jakiś czas spoglądała nerwowo w prawą stronę, wyczuwając, że coś tu nie gra! Miała złe przeczucia, podejrzewała, że Patryk jak nie obecnie to wkrótce z pewnością ją porzuci bez słowa wyjaśnienia. Panicznie lękała się porzucenia z jego strony, jak nigdy przedtem w swoim życiu, gdyż dobrze wiedziała, że on pozbawił ją przyjaciół, znajomych, ich sympatii. Czekałaby ją wtedy smutna, okrutna samotność w czterech ścianach własnego pokoju. Głucha, pusta cisza! Po tym, jak krzyknął publicznie na CB-radiu do chłopaków, że ona spodziewa się jego dziecka. Czekałby ją wielki wstyd przed własną rodziną i pełna, niejedna beczka śmiechu ze strony wszystkich z faktu, że narzeczony pozostawia pannę młodą na ślubnym kobiercu, uciekając jej spod ołtarza. Laura była przekonana, że nie przeżyłaby tego!

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 20

 

- Jak chciałaś na samym wstępie, mamy teraz mnóstwo czasu na bliższe poznanie się — odrzekł Patryk.
Laura, siedząc obok niego, na fotelu obrotowym, pierwszy raz przytuliła do niego głowę i spojrzała mu prosto w twarz. Szkła kontaktowe w okularach narzeczonego bardzo pomniejszały mu oczy. Dziewczyna uprzytomniła sobie, że znają się już od miesiąca, a jak dotąd nie widziała Patryka bez okularów.
- Dlaczego mi się teraz tak bacznie przyglądasz? — zapytał Patryk. Laura uśmiechnęła się do niego.
- Ściągnij, proszę, na chwilę te druciane okulary.
- A to dlaczego? Przecież wiesz, że bez nich na nosie, widzę tyle, co kret  zdziwił się nagle chłopak.
- Chcę ujrzeć choć na chwilę twoje oczy. Do tej pory jeszcze nie widziałam ich z bliska. Nie odmawiaj mi tego, proszę — błagała Laura.
- No nie wiem... — zawahał się.
Dziewczyna uniosła do góry prawą dłoń, dotykając delikatnie paskudnych okularów Patryka, i powoli mu je zdjęła. Oczy chłopaka były duże, brązowe, z długimi podkręconymi do góry rzęsami. Ponownie na ustach Laury zagościł promienny uśmiech. Za moment Patryk szybko odebrał jej swoje okulary z prawej ręki i założył je z powrotem na nos.
- Z czego się śmiejesz?— zapytał z niepokojem.
- Masz piękne oczy i typowo dziewczęce, wiesz o tym? — wyznała Laura.
- Co takiego? ! Ja mam być podobny do dziewczyny?! — zapytał z niedowierzaniem Patryk.
- Nie, nie to miałam na myśli, powiedziałam tylko, że masz bardzo piękne, delikatne oczy, z długimi rzęsami. Bardzo mi się podobają.
- Teraz to mnie jawnie w żywe oczy bujasz — zarzucał jej narzeczony.
- Mówię prawdę, uwielbiam tak piękne oczy jak twoje — powtórzyła Laura.
- Skoro tak twierdzisz, to teraz jakoś mi to musisz udowodnić. Objął dziewczynę ramieniem.
- Nie wiem, jak mam to zrobić. Nie wystarczy ci, że mówię o tym szczerze? — pokręciła głową.
Nagle poczuła jego opuszki palców na swoim podbródku. Tyle razy wyznawał jej swoją miłość, a ona nie była pewna, czy mówił prawdę. Zapewniał ją o tym niemal codziennie. Ogromnie pragnęła w głębi swojego serca i duszy, przekonać się o tym. Patrząc, jak Patryk zbliża swoje usta do jej ust, w głowie przemknęła dziewczynie pewna myśl
— może, jak pozwoli się mu pocałować, to przekona się o tym, że jego miłość jest prawdziwa. Z drugiej strony ogromnie obawiała się, że Patryk, czując, jak drżą jej usta i całe ciało, domyśli się czegoś, czego by nie chciała. W końcu byli już po zaręczynach, na Patryka szyi zawieszony był symbol skrywanego, jak dotąd, zadurzenia się w nim. Stało się! Ich usta splotły się z sobą, ale Laurą nadal miotały jednocześnie przeróżne odczucia i myśli. Czuła ciepło warg i delikatny oddech Patryka. Napawał ją dziwny niepokój i wątpliwości. Czy aby ostatnie wydarzenia dotyczące znajomości nie przybrały zbyt intensywnego i błyskawicznego tempa? Dochodziła do wniosku, że nie jest to to, czego oczekiwała. Patryk nie jest jej jedyną miłością życia, nie jest tą, na którą czeka. Nagle podniosła prawą dłoń i zbliżyła do twarzy chłopaka, odchylając lekko w tył swoją głowę. — Nie, Patryku, wystarczy!
- Co się stało? — zapytał zaskoczony chłopak.
-Nie, nic się nie stało, ale obok jest moja rodzina i przypadkiem mogłaby nas na tym przyłapać. Wiesz, nie chciałabym się przed własnymi rodzicami czy babką tłumaczyć jak smarkula, tuż po naszych dzisiejszych zaręczynach. Po prostu byłoby mi bardzo głupio. Patryk, słuchając tych słów, uśmiechał się pod nosem. Prawda jednak wyglądała zupełnie inaczej z perspektywy dziewczyny. Patryk był święcie przekonany, że jest bardzo bliski jej sercu i że Laurze coraz bardziej na nim zależy. Natomiast ona niestety nadal nie była przekonana stuprocentowo, czy on ją tak bardzo mocno kocha, jak powtarzał jej i jej rodzicom w nieskończoność. Odkąd oboje przypieczętowali rodzące się między nimi uczucie, Patryk, spotykając się z Laurą, zaczął wyraźnie unikać rozmów na temat wyznaczenia konkretnej daty ślubu kościelnego. Dziewczyna czuła się przez to bardzo niezręcznie, bo kiedy odjeżdżał do Świdnika, rodzice wciąż dopytywali się uporczywie córki o szczegóły dotyczące ich wesela. Laura tłumaczyła im, że nie wypada jej jako pierwszej zacząć rozmowę o ślubie z chłopakiem, z którym dopiero co się zaręczyła i że zna go zaledwie miesiąc. 
- Mamo, zrozum, nie chciałabym się narzucać Patrykowi. I tak otrzymał ode mnie złoty łańcuszek z okazji zaręczyn. Sądzę, że jak jest domyślny, to powinno go to do czegoś zobowiązać.
- Masz rację, córeczko, ale widzisz, ja i ojciec mamy jeszcze trochę oszczędności. Trzeba będzie kupić ci jakąś suknię ślubną, wypada też ubrać twojego przyszłego męża w ślubny garnitur na nasz koszt. Skoro to ma być cichy ślub kościelny, w tajemnicy przed rodziną Patryka, w kościele przy zamkniętych drzwiach i w bardzo wąskim gronie osób — zapłacenie za wszystko księdzu i organiście w kościele, uroczysty obiad dla gości weselnych i tak dalej, będzie na koszt rodziców panny młodej.

–Rozmawialiśmy na temat waszego ślubu kościelnego — wtrącił ojciec, właśnie tuż po waszych zaręczynach, w drugim pokoju. No i wpadliśmy na pomysł, że może dwudziesty piąty maja... Wiemy, że w tym miesiącu młode pary się nie pobierają, ale ten miesiąc pasowałby dla zmylenia rodziny Patryka. Ślubu udzieliłby wam znajomy ksiądz na wsi w Biskupicach.

- Co wy, spadliście z konia? — nie dowierzała własnym uszom Laura.
- Który ksiądz złamie przyjętą od zawsze tradycję? — spytała dziewczyna.
-Znamy bardzo dobrze tego księdza, na widok pieniądza na wszystko przystanie. Którejś soboty czy niedzieli pojechałoby się na wieś, przedstawiłoby się księdzu waszą bardzo zawiłą sytuację i na pewno nie będzie z tym problemu — pocieszał dziewczynę ojciec.

wtorek, 27 czerwca 2023

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 19

- Dlaczego tak późno przyjechałeś,  Patryku? — zapytała Laura.
- Przecież to już prawie południe, a byliśmy umówieni na godzinę dziewiątą.
Chłopak popatrzył na dziewczynę, jej rodziców i babcię, po czym spuścił głowę i zamilkł.
- Powiedz wprost, chłopcze, co się stało?! — zaniepokoiła się matka narzeczonej. My zdążyliśmy w skrócie opowiedzieć już całą prawdę babci Laury, więc nie masz się czego wstydzić. Chłopak odetchnął i zaczął opowiadać po kolei.
- Dzisiaj rano moja mama zauważyła, że wkładam nową koszulę. Ujrzała ją na mnie pierwszy raz  i zaczęła dopytywać, dokąd taki wystrojony się wybieram.  Skąd mam nowe skarpetki i tę koszulę.  Od słowa do słowa wywiązała się  kłótnia. Nie chciała mnie wypuścić z mieszkania, zamykając mnie na klucz w pokoju, ale otworzyłem okno i po rynnie wyślizgnąłem się na zewnątrz... no i jestem. Matce wcześniej, to jest przed ucieczką,  powiedziałem, że idę do kolegi. Mało brakowało, a wcale bym się tu nie pojawił. 

-No dobrze,  dość tych smutnych spraw na dziś – odezwała się mama Laury. Zaraz wrócę.  Wyszła na moment do kuchni, w której na tacce stał  schłodzony szampan z kieliszkami, a na talerzykach z ciemnego Duralexu ciasto czekoladowe z orzechami.
Kobieta przyszykowała poczęstunek na tacy i przyniosła do pokoju. Po drugiej stronie biurka Laury stała drewniana ława koloru mahoniowego, nakryta białą haftowaną serwetą. Na niej właśnie postawiła pośrodku butelkę z białym szampanem, a obok niej ciasto i dookoła kieliszki z czterema białymi deserowymi talerzykami i łyżeczkami.
Patryk, widząc to, wyszedł na moment do przedpokoju, gdzie stał wieszak. Wcześniej powiesił tam ni białą reklamówkę z czarnym napisem: PUMA. Zajrzał do niej, wyciągnął coś i wrócił do pokoju. Najpierw podszedł do rodziców dziewczyny i powiedział:
— W taki uroczysty dzień jak dziś pragnę poprosić państwa o rękę Laury, ponieważ bardzo ją kocham.
Ojciec dziewczyny wstał z krzesła, objął ramieniem Patryka i powiedział:
— Zawsze oprócz córki pragnąłem mieć syna, którego nagle przed dwudziestu trzy laty straciłem, ale teraz, jak wejdziesz do naszej rodziny, to będę z żoną traktować cię jak swojego syna. Ponownie zyskamy dwoje dzieci w naszym domu.
Mężczyzna i chłopak wzajemnie się uściskali. Narzeczony Laury odrzekł:
— Dziękuję z całego serca –
trzymając w ręku w seledynowym teflonie z wodą  białą orchideę, zbliżył się do swojej ukochanej i ukląkł przed nią.
- Kochana Lauro, czy zostaniesz moją żoną?
Dziewczyna wyciągnęła z torebki złoty łańcuszek z medalikiem Matki Bożej i poprosiła, żeby chłopak pochylił się nad nią. Laura włożyła na jego szyję złoty łańcuszek z medalikiem Matki Boskiej. Jej ojciec fotografował  chwilę zaręczyn.
Na znak wyrażenia swojej zgody – Laura odrzekła:

— Tak,  wyjdę za ciebie,  Patryku.
Nagle rozległ się głośny aplauz ze strony  babci i rodziców dziewczyny. Gratulacjom nie było końca.
Strzelił korek od szampana. Musujące bąbelki polały się obficie w trakcie wniesienia toastu.
Ojciec Laury ponownie zabrał głos, wnosząc uroczystą przemowę.
- Zdrowie przyszłych państwa młodych! Na co wszyscy odrzekli chórem:
— Na zdrowie!
Stukot szkła zatriumfował. Kiedy wszyscy wypili szampana i zasiedli, by skosztować czekoladowego ciasta z orzechami, babcia Laury zwróciła się do młodych:
- Wyznaczyliście już konkretną datę waszego ślubu, moi drodzy?
- Jeszcze nie, babciu, ale datę naszego ślubu kościelnego wybierze Patryk — odrzekła wnuczka. Chłopak milczał. Po godzinie, może półtorej, rodzice z babcią dziewczyny wyszli do drugiego pokoju, pozostawiając narzeczonych sam na sam.
Pierwsza odezwała się Laura.
— Już jesteśmy o krok od ślubu kościelnego.

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 18

- Sam wpadłem na pomysł, żeby kupić złoty łańcuszek zaręczynowy dla Patryka od ciebie — wyznał ojciec.
- Widzisz, kupując dla was ślubne obrączki u jubilera, myśleliśmy również o prezencie dla ciebie,  Lauro, na imieniny. Wiemy, że marzyłaś o złotym naszyjniku z serduszkiem, ale zabrakło nam niespodziewanie pieniędzy na właśnie taki i udało nam się kupić inny. Matka dziewczyny wyciągnęła z papierowej torebeczki złoty łańcuszek z medalikiem.
- Ten jest również bardzo piękny — odrzekła Laura.
- Bardzo dziękuję wam obojgu — dziękując, przyjrzała mu się bardzo uważnie. Ucałowała rodziców, jednocześnie mocno ich ściskając.
- Bardzo się cieszymy, że jesteś z niego zadowolona. Możesz się dziś zaręczyć z Patrykiem. Ten łańcuszek jest zamiast pierścionka zaręczynowego, na który nie stać obecnie twojego chłopaka. Mamy nadzieję, że Patryk tuż po waszym weselu nadrobi zaległości i kupi ci ten pierścionek,  którego dzisiaj nie dostaniesz od niego.  Ojciec wydusił z siebie wszystko, co miał do powiedzenia jednym tchem.  Laura pokręciła przecząco głową.
- Nie, to nie jest dobry pomysł! W ten sposób poniżę się przed Patrykiem, przed wami i babcią, narzucę mu swoje serce. Kiedy otrzyma ode mnie łańcuszek zaręczynowy... wierzę, że kupił mi jakiś srebrny pierścionek zaręczynowy na dzisiejszą okazję. 
- A jak nie kupił żadnego, co wtedy będzie, córeczko? — spytała matka.
- Posłuchaj, kiedy założysz Patrykowi ten łańcuszek na szyję, to ten gest zwiąże was ze sobą jeszcze bardziej. Wtedy, choćby cały świat się walił  i wszyscy chcieli was rozdzielić definitywnie,  to nikomu się to nie uda. Patryk doceni to i jeszcze bardziej będzie do ciebie przywiązany – emocjonalnie i fizycznie. Wkrótce się przekonasz, że nie będzie miał śmiałości zostawić cię przed i po ślubie, bo ten łańcuszek będzie symbolem waszej miłości — przekonywał córkę w dalszym ciągu ojciec.
- Ależ tatusiu, tak nie wypada! Ja w ten sposób nie chcę!
- Wypada, wypada, moje dziecko. Znaleźliście się w wyjątkowo nieciekawym położeniu — wtrąciła się matka.
Nagle zadźwięczał domofon w przedpokoju. Mężczyzna podbiegł do niego i chwycił za słuchawkę. 
— Słucham.  Już ci otwieram,  mamo.
To Laury babcia Laury. Po chwili staruszka pojawiła się w progu.
- Dzień dobry, jestem, jak obiecałam. Wszyscy są już w komplecie? Rozglądając się dookoła i widząc tylko ich troje, znów zaczęła podejrzewać całą trójkę o głupi żart.
- Nie, babciu,  jeszcze nie jesteśmy w komplecie, czekaliśmy właśnie na ciebie  i wciąż czekamy na Patryka — zawołała do niej na powitanie wnuczka.
- Jak to, a z rodziny Patryka nikogo nie będzie na zaręczynach? Dlaczego? — zapytała starsza kobieta.
- Jest sierotą i nie ma rodziców? — dociekała starsza kobieta. 

- Widzisz,  babciu, sytuacja jest nietypowa — próbowała wytłumaczyć jej wnuczka na poczekaniu.
Przerwał jej ojciec.  

— Nie będziemy nic córko ukrywać przed babcią.

- Mianowicie, o co chodzi? —  staruszka nadal wnikliwie zadawała pytania wszystkim wokół.
- Otóż rodzice i rodzeństwo narzeczonego Laury bardzo sprzeciwiają się ich przyszłemu małżeństwu. Dlatego jesteśmy zmuszeni na prośbę Patryka, utrzymywać przed nimi w sekrecie ten fakt, że dziś właśnie mają się zaręczyć,  i to, że wkrótce dojdzie do ich ślubu kościelnego. Patryk od prawie miesiąca spotyka się ze mną potajemnie przed swoją rodziną — wtrąciła dziewczyna.
- Nie próbowaliście jakoś na spokojnie, wspólnie z rodzicami chłopaka porozmawiać o tym, dlaczego są przeciwni zawarciu tego ślubu przez młodych? — staruszka jeszcze gorliwiej dociekała, gdzie jest pies pogrzebany... 

- Owszem, mamo, rozmawiałam przez telefon z matką Patryka, zapraszałam ją nawet z mężem do naszego domu. Ona ma zapisany nasz dokładny adres i numer telefonu, ale jak do tej pory, nikt z nich nie zadzwonił ze Świdnika, ani nie raczył przyjechać, po to choćby,  żeby poznać nas i Laurę   — odrzekła jej synowa.
- No to rzeczywiście macie twardy orzech do rozgryzienia — teściowa przyznała rację. Nie podoba mi się to, że aż tak daleko zabrnęliście w tym wszyscy czworo. I co najgorsze, nie zanosi się w ogóle na to, że będzie lepiej, tylko na to, że jeszcze gorzej. No ale to sprawa Laury i Patryka, daj Boże, aby moje złe przeczucie wcale się nie sprawdziło.

Babcia Laury, mówiąc to, złożyła dłonie jak do pacierza, wznosząc na moment swój wzrok ku górze. Po tej rozmowie wreszcie zadzwonił ponownie domofon.
- O,  to już na pewno Patryk! — wykrzyknęła dziewczyna. Tym razem domofon odebrała jej mama. 

— Tak, otwieram. Patryk wsze do środka dość poirytowany. Jakby czegoś się obawiał, być może, że za moment coś złego się może wydarzyć.  Przywitał się w pokoju.
- Babciu,  pozwól, że przedstawię ci mojego narzeczonego – odezwała się Laura. Narzeczony  lekko  ukłonił się starszej kobiecie w bordowej rozszerzanej sukience i w różowym zapinanym swetrze. Na głowie miała przezroczystą białą chustkę w czerwone kwiaty. Była raczej niska, na stopach miała brązowe kapcie.
– Bardzo mi miło  panią poznać, nazywam się Patryk Kryszak. Przedstawił się,  jak zwykle, całując starszą kobietę w prawą dłoń.
- Jestem babcią Laury,  jak dotąd ostatnią  — odrzekła kobieta z nutą ironii w głosie.

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 17

- Bardzo dobrze, nawet wolę, żebyś sam wybrał konkretną datę naszych zaręczyn i ślubu kościelnego — odrzekła Laura.
- Przy waszych zaręczynach nie będzie naprawdę nikogo z twojej rodziny, Patryku? — spytała matka dziewczyny.
- Nikt z mojego domu nie może się dowiedzieć, kiedy odbędą się moje zaręczyny z Laurą, ani kiedy i gdzie odbędzie się nasz ślub, bo nigdy nie doszłoby do zawarcia związku małżeńskiego państwa córki — odparł ze smutkiem Patryk.

- Dlaczego tak sądzisz? — spytała zdziwiona dziewczyna.
- O! Znam bardzo dobrze swoją matkę i doskonale wiem, do czego ona byłaby zdolna — zapewniał Patryk. Mogłaby nasłać do kościoła albo prosto do waszego domu na przykład policję.
-Żartujesz? — roześmiała się matka Laury.
- Wcale nie miałem zamiaru żartować ani wyolbrzymiać, proszę pani.

Czas upływał w mgnieniu oka. Dziewczyna, czekając na dzień swoich zaręczyn, marzyła wbrew pozorom o bardzo skromnym, cichym ślubie. Przeciwnego zdania byli jej rodzice. Jednak ona chciała ich zawczasu przekonać, że to ona ma rację.
- Mamo, z mojego punktu widzenia najlepiej będzie, jak zaprosi się moich rodziców chrzestnych, najbliższą rodzinę taty i twoją — zaproponowała Laura.
Wystarczy w zupełności skromny obiad z dwoma tortami. Nie musicie nawet orkiestry zamawiać. Czego nam więcej potrzeba? Zaprosimy całą masę osób, to zaczną dociekać, co z rodziną Patryka, a przede wszystkim naszych wzajemnych relacji. Wyobraź sobie, jak wtedy Patryk się poczuje w tym szczególnym dniu. Przypuszczam, że wcześniej czy później będzie zmuszony do tego, aby zerwać całkowicie kontakt z własną rodziną... kiedy oczywiście sytuacja postawiona na ostrzu noża nie ulegnie po naszym ślubie poprawie. No i nam również będzie niezręcznie z tego powodu.

Matka wysłuchała do końca argumentów córki.
- To, co mówisz, jest okropne! Faktycznie, masz rację. Postaram się jeszcze dziś wieczorem porozmawiać na ten temat z ojcem. Natomiast teraz weź notes z zapisanymi telefonami i adresami, poszukaj, proszę, numeru telefonu do matki ojca i zadzwoń do niej koniecznie.
- Po co, mamo?
- Przecież za kilka dni będą twoje zaręczyny, jesteś najstarszą wnuczką mojej teściowej i wypadałoby, córciu, żebyś ją osobiście zaprosiła.
- Znakomity pomysł! Na pewno twoja babcia bardzo się ucieszy z takiej niespodzianki — odezwał się wychodzący z kuchni ojciec dziewczyny. Laura nie szukając wcale notesu, podniosła słuchawkę i z pamięci wykręciła numer: 525-84-98. Po chwili Laura usłyszała w słuchawce głos staruszki.

— Słucham, kto mówi?
- Cześć, babciu!
- Cześć, wnusiu! — odrzekła starsza kobieta.
- Co słychać? Kiedy przyjedziesz z rodzicami do mnie na wieś? — zapytała.
- Jeszcze nie wiem, babciu, ale dzwonię do ciebie, żeby ci powiedzieć, abyś ty nas zaszczyciła swoją obecnością w najbliższą sobotę rano, ósmego maja — poinformowała dziewczyna.
- Bardzo ci dziękuję, kochana Lauro, za to zaproszenie, ale dlaczego akurat tego dnia?
- Dlatego, kochana babciu, że mam zaszczyt poinformować cię o tym, że wkrótce wychodzę za mąż. A w sobotę odbędą się moje zaręczyny z Patrykiem, którego poznasz osobiście.
Staruszka wzięła to za żart

— Dziecko drogie, co ty pleciesz?
- Babciu, jestem poważna, jak nigdy dotąd. Przyjedziesz do nas?
- Postaram się, ale nie obiecuję ci tego na sto procent, bo niezbyt dobrze się ostatnio czuję, to już siedemdziesiąt pięć lat. A teraz, daj mi, proszę, do telefonu swojego tatę.
- Dobrze, babciu, pozdrawiam i czekam do soboty, bądź zdrowa jak ryba. Pa!
- Ok, postaram się — odrzekła staruszka.
Dziewczyna zawołała ojca i oddała mu słuchawkę.
- Tato, babcia nie wierzy, że wychodzę za mąż.
- Dzień dobry, mamo. Tak, to prawda. To nie jest żart.
Od kiedy Patryk wyznał Laurze, że jest zmuszony przyjeżdżać do niej autobusem na gapę, jej matka postanowiła sfinansować mu kilka biletów, o czym nie wiedział ojciec dziewczyny. Patryk oczywiście wciąż obiecywał Laurze i jej matce, że jeśli wszystko ustabilizuje się i zamieszkają po ślubie razem, to natychmiast zwróci pieniądze co do grosza.
Kobieta nie mogła pozwolić na to, aby przyjechał zaręczyć się z jej jedyną córką jak oberwaniec. Kupiła mu nową białą koszulę polo z krótkim rękawem wraz z granatowymi skarpetkami, których z początku nie chciał przyjąć, niestety, nie miał innego wyjścia.
Nie chciał przynieść wstydu Laurze przed jej babcią. Nadeszła sobota, ósmego maja.
Kiedy dziewczyna robiła sobie make-up przed lusterkiem stojącym na biurku, nieoczekiwanie podeszli do niej rodzice. Kobieta trzymała w ręku małe białe zawiniątko.
- Lauro... — odezwał się pierwszy ojciec.
- Tak, słucham cię, tato.
- Rozmawialiśmy z mamą o twoich dzisiejszych zaręczynach i doszliśmy wspólnie do wniosku, że Patryk pojawi się lada chwila bez pierścionka zaręczynowego. No i… — przerwał, obawiając się, jak zareaguje córka.
- No mów, śmiało. Przecież to ty wpadłeś na pomysł! — ponaglała go żona, trącając go przy tym w łokieć.
- Co takiego ważnego chcecie mi powiedzieć? — dociekała córka, odwracając wzrok od lustra.

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 16

 

- Masz już kogoś? — nagle zapytał Mirek. Laura nie chciała złamać mu serca, udając, że to pytanie nie było skierowane do niej. Nie znosiła też kłamać, więc nic nie odpowiedziała.
- Powiedz mi, proszę, wprost, nie owijaj niczego w bawełnę! — nalegał chłopak.
Po dłuższej chwili Laura uznała, że jak powie chłopakowi prawdę, odczepi się od niej przynajmniej jeden z dwóch natrętnych adoratorów.
- Stanowczym tonem głosu odrzekła — tak, mam kogoś innego. Mirek osłupiał. Wstał z fotela i przed swoim odejściem powiedział tylko tyle — widzę, że nic tu po mnie, ale gdyby nie wyszło ci z tamtym, pamiętaj, będę nadal czekał na ciebie, wystarczy tylko jedno twoje słowo. Na biurku pozostawił swój numer telefonu.

- Do zobaczenia, Lauro.
Spojrzała na kartkę. Cyfry wskazywały na telefon komórkowy. Nie zwlekając, podarła ją od razu w drobny mak, z ulgą szepcząc do samej siebie — żegnaj, Mirku.
Tymczasem Patryk znów przypomniał sobie o Laurze. Jak go nie było, to nie było. Przepadł jak kamień w wodę. Natomiast gdy się pojawiał, to przesiadywał do późnej nocy w mieszkaniu dziewczyny, nigdy nie mówiąc nic swojej matce —dokąd jedzie, na jak długo i kiedy wróci. Laura domyślała się, że Patryk tak się zachowuje wobec swojej rodziny, więc nic dziwnego, że w domu nikt mu nie wierzył, traktując go jak smarkacza, a nie jak dorosłego mężczyznę. Niejednokrotnie dziewczyna przekonywała swojego chłopaka — weź do ręki, proszę, słuchawkę i zadzwoń do swojej mamy, powiedz po prostu: mamo, jestem u Laury. I wszystko będzie w porządku.
- Ok, nie martw się o mnie — odpowiadał Patryk.
- W porządku, nie musisz mówić swojej matce, że jesteś u mnie.
Dziewczyna za wszelką cenę usiłowała na wszelkie sposoby przekonać swojego chłopaka, aby spróbował odzyskać zaufanie swojej rodziny. Kiedy sama sięgała po telefon i podawała słuchawkę Patrykowi, on wyłączał telefon prosto z gniazdka. To pogarszało jeszcze sytuację i stawiało wręcz na ostrzu noża z powodu tego niefortunnego pomysłu Patryka z ciążą, zaręczynami i ślubem. Narażając wszystkich na przykre konsekwencje.
To była dopiero cisza przed burzą.

Podczas któregoś ze spotkań mama Laury nagle zapukała do pokoju córki.
-Wejdź, mamo, wejdź — odrzekła dziewczyna.
- Ja tylko na chwilkę do was. Wybieramy się oboje do jubilera. Dobrze, że jesteś Patryku. Chciałam poprosić cię, chłopcze. , żebyś podał mi palec serdeczny u prawej dłoni, chcę ściągnąć miarę. W zakładzie złotniczym zamówimy dla was ślubne obrączki. Chyba że rozmyśliliście się co do ślubu kościelnego? — zagadnęła kobieta, uśmiechając się żartobliwie do dziewczyny i chłopaka.
Laura nie odpowiedziała nic. Spojrzała tylko na Patryka, a on na nią. Chłopak odwzajemnił uśmiech. Wstał z fotela i podszedł do kobiety, wyciągnął prawą rękę i powiedział — ależ skądże! Nie rozmyśliłem się. Bardzo proszę. Podał serdeczny palec do przymiarki. Matka dziewczyny objęła palec nitką, zawiązała na supeł i nożyczkami obcięła końcówki nitki, po czym ściągnęła czarną nitkę z palca serdecznego chłopaka i wyszła z pokoju.

- Dziękuję pani — odrzekł Patryk.
Laura, patrząc na to, znów poczuła się postawiona przed faktem, wszyscy w jej imieniu uzgadniali i podejmowali ostateczną decyzję. Po raz kolejny poczuła się, jakby była przedmiotem. Małżeństwo udało się do zakładu złotniczego, wrócili po upływie pół godziny z zakupionymi obrączkami i złotym łańcuszkiem z medalikiem matki boskiej. Rodzicom jedynaczki nie wystarczyło pieniędzy na złoty naszyjnik z serduszkiem. I tak liczyli się wkrótce z bardzo dużymi wydatkami związanymi z kosztami wesela córki.
Nie mogli liczyć na pomoc ze strony przyszłego pana młodego. Po powrocie od jubilera zastali jeszcze Patryka u boku Laury.
- O, jak to dobrze, że jeszcze jesteście oboje! — zawołał ojciec z przedpokoju, odsłaniając harmonijkowe drzwi do pokoju dziewczyny. Matka przyszłej panny młodej wyciągnęła z czarnej torebki małą białą papierową torebeczkę, podeszła do dziewczyny i chłopaka.
- To są wasze ślubne obrączki, przymierzcie je. Jak któraś okaże się zbyt ciasna albo za luźna, to od razu mi powiedzcie. Oddam je do poprawki — zaproponowała.
Obrączki pasowały. Rodzice nie zdradzali się z tym, że mają także złoty łańcuszek. To miała być niespodzianka zarezerwowana na odpowiedni czas. Patryk zaczął zastanawiać się nad konkretnym terminem zaręczyn.
- Odpowiadałby ci, Lauro, na przykład ósmy maja? To taki piękny miesiąc. Miesiąc zakochanych! Zdaje się, wypada w sobotę? — zapytał chłopak.


HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 15

 Laura była pewna, że Patryk potrafi ugodzić trafnie strzałą Amora prosto w jej serce. Z dnia na dzień było jej coraz trudniej mu się przeciwstawić. Dobrze znał jej słabe punkty i umiał to wykorzystać. Miał serce dziewczyny niemal w swojej garści i jednocześnie jej los w swoich rękach.
Po tym jak ją obniósł niesłusznie na CB-radiu po całej okolicy, ośmieszył, straciła w eterze nieskazitelną opinię w oczach stałych użytkowników. O nim również nie mówiono dobrze na radyjku. Znów krążyły pogłoski wśród znajomych ze Świdnika: Bajki, Dymszy, Zbyszka z Podzamcza. Dotyczyły między innymi tego, że był bardzo obłudny, nieodpowiedzialny, lubił się włóczyć i przede wszystkim miał coraz większe predyspozycje do przyswajania sobie cudzej własności.
On natomiast tłumaczył Laurze ten fakt tym, że wszyscy wokół po prostu się na niego uwzięli. Sama dobrze wiedziała z własnego doświadczenia, jak to jest, i co się wtedy czuje, kiedy ktoś uweźmie się złośliwie na konkretną osobę, robiąc z niej przysłowiowego „ofiarnego kozła”.
Niestety, dziewczyna wraz ze swoimi rodzicami zaczęła dostrzegać w ukochanym coraz więcej wad, które zawierały plotki na jego temat. Jednak jakiś wewnętrzny głos powtarzał jej wciąż, że jeśli on ją naprawdę bardzo kocha, to z czasem ta miłość go odmieni i stanie się kimś lepszym. Miał przecież teraz prawie na co dzień tyle dobrych przykładów do naśladowania ze strony jej rodziców, jak i ze strony samej Laury. Dziewczyna starała się jak najwięcej czasu poświęcać chłopakowi, przebywając z nim sam na sam. Rozmawiała o tym, co jest złe, a co dobre. Tłumaczyła mu niemal jak małemu dziecku, co na czym polega, prosiła go, aby jej więcej nie okłamywał.
Mocno wierzyła w to, że wcześniej czy później porzuci swoje złe nawyki. Nie domyślała się nawet, jak dalece się myli w swych założeniach. Przez Patryka szlag trafi cały wysiłek i anielską cierpliwość dziewczyny. Przez Patryka, który popełnia wciąż te same błędy, a jego głupota nie będzie miała granic. Patryk po prostu olewał wszystko, co wykładała mu przepojona dobrocią, pragnąc mu ją zaszczepić na stałe w sercu. Podczas nieobecności Patryka nagle w domu Laury pojawił się Mirek. Dziewczyna, widząc go ponownie, była zaskoczona jego niespodziewaną wizytą. Czego on jeszcze u niej szukał? Przecież powiedziała mu bez ogródek wszystko, co myślała o ich wspólnej przyszłości. Były chłopak raczej był pełen nadziei, że to, co wydarzyło się przed miesiącem, dawno poszło w niepamięć.
- Czemu zawdzięczam twoje odwiedziny? — zapytała wprost.
- Nie domyślasz się?-odpowiedział pytaniem na pytanie. Laura pokręciła głową.
- Lauro, ja naprawdę bardzo żałuję, że ostatnio tak podle się wobec ciebie zachowałem. Spróbuj mi to wybaczyć, proszę. Każdy przecież popełnia w życiu błędy, nikt nie rodzi się doskonałym. Byłaś moją pierwszą dziewczyną i jak do tej pory jedyną, na której mi najbardziej na świecie zależało i nadal tak samo zależy.
- Czy wiesz, co ty do mnie w ogóle mówisz? —odparła z niedowierzaniem dziewczyna.
- Nie, to nie o to chodzi! Wysłuchaj mnie, proszę! Wielokrotnie przemyślałem to, co do ciebie czuję, i postanowiłem się zmienić. Więcej! Ja już się zmieniłem, uwierz mi. Potrafię być spokojnym i opanowanym człowiekiem — zapewniał Mirek. Daj mi kolejną szansę, ten jeden, jedyny raz. Zacznijmy wszystko od nowa, jakbyśmy się dopiero poznali. Spróbujmy, a w niedługim czasie przekonasz się sama, że to prawda.
- Nie, Mirku, dałam ci niejedną szansę zapanowania nad sobą. Przez ostatnie dwa tygodnie, tuż przed naszym zerwaniem, obserwowałam cię bardzo uważnie, ale ty tego nawet nie zauważyłeś i nie doceniłeś. Nawet myślę, że jesteś chory i powinieneś się leczyć. W ciągu miesiąca można zrobić małe postępy, ale bardzo ciężko jest nauczyć się samokontroli. Nie twierdzę, że jesteś złym człowiekiem, ale po prostu nam nie wyszło. Trzeba się z tym pogodzić, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
W międzyczasie w drugim pokoju nawiązała się rozmowa na zupełnie inny temat. Rodzice Laury przypomnieli sobie, że lada dzień zbliżają się jej imieniny. Wypadały za półtora miesiąca, czyli siedemnastego czerwca, w poniedziałek. Bardzo chcieli kupić jej z tej okazji coś wyjątkowego.
- Nasza Laura bardzo marzy o złotym naszyjniku z serduszkiem — żona uchyliła rąbka tajemnicy swojemu mężowi.
- Widziałem nieopodal naszego wieżowca otwarty zakład złotniczy. Może wybierzemy się tam oboje? — zaproponował mężczyzna. Tak, tak, jak najbardziej, ale jeszcze nie teraz. Najpierw koniecznie musimy wziąć miarę z palca serdecznego Patryka u prawej ręki, kiedy przyjedzie, bo rozmiar palca Laury znam — powiedziała kobieta.
- Od razu zamówilibyśmy u jubilera dla nich ślubne obrączki.
Skoro chłopak nie ma na nie pieniędzy, a ty przecież dałeś im słowo, że postaramy się im pomóc w miarę naszych możliwości, to trzeba się tym koniecznie zająć.
- Masz rację, zupełnie wyleciało mi to z głowy — mężczyzna zaaprobował słowa żony.

Spokojne osiedle

 Spokojne Osiedle Gdzie nikt nie widzi w  nikim wroga Spokojne osiedle Gdzie klepsydra czasu uwiecznia Drzewo genealogiczne Spokojne osiedle...