Nie śmiej się nigdy
Z prawdziwej miłości
Jaka, by ona nie była
Od pierwszego wejrzenia
Czy ta platoniczna...
Miłość to nie
bajka
ani nie Święty Mikołaj
To oczywista prawda
Gdy wpada się w sidła...
Jej mocy
TEKSTY zamieszczane na tej stronie SĄ MOJEGO AUTORSTWA . Kopiowanie, przedrukowywanie, bądź wykorzystywanie całości lub ich fragmentów bez zgody właściciela praw autorskich ZABRONIONE.!!! Naruszenie praw autorskich podlega karze przewidzianej w kodeksie karnym oraz dzienniku ustaw. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 roku z późniejszymi zmianami. WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE ! ...
Nie śmiej się nigdy
Z prawdziwej miłości
Jaka, by ona nie była
Od pierwszego wejrzenia
Czy ta platoniczna...
Miłość to nie
bajka
ani nie Święty Mikołaj
To oczywista prawda
Gdy wpada się w sidła...
Jej mocy
Miłość sama Cię
odnajdzie,
Nie goń za nią
na siłę.
Miłość sama Cię,
dostrzeże,
nie wiesz kiedy
i gdzie...
Wystarczy, że
spojrzysz jej prosto
w oczy i...
serce Ci zadrży.
Chcesz czy nie chcesz
Pisać będę przeleję
Piórem moją miłość
Wszeptam się w Ciebie
Dotknę każdym
wersem
Zmysłowych doznań
Lekko jak puch na wietrze
Zasieję cząsteczkę siebie
W Tobie...
Gdy mnie nie będzie
Będą z Tobą
Moje słowa
Przypieczętowane wyznania
Kleksem zamiast pocałunku
Nie ma babci, nie ma dziadka.
Pozostała historia i pamięć.
Często do niej powracam,
przywołując ich w myślach sobie.
Babcia i dziadek
to smak i zapach,
Dzieciństwa, które w mig znika.
To niepowtarzalna chwila,
Z którą tak ciężko się rozstać.
Czas nie stoi w
tym samym miejscu.
I nie cofnie zegar minionych lat.
Nie zastąpi nic babci i dziadka,
w tęsknym zaułku pustej słoty.
Słowo nie uszlachetni
W zeszycie wydarzeń
Nie przybędą megabajty
Kryształowych manier
W języku hardym
Trudno jest być sobą,
jak się musi dobierać
słowo przed drugą osobą,
gdzie tu miejsce na szczerość?
Wszędzie ciasno i ciemno!
Trudno przyjacielem być,
gdy się słowo waży.
Niepełnosprawny na niepełnosprawnego
patrzy wilkiem.
Niepełnosprawny dla niepełnosprawnego
potrafi być klinem.
Niepełnosprawny, niepełnosprawnego
omija szerokim łukiem.
Niepełnosprawny na niepełnosprawnego
warczy, ujada jak pies.
Dlaczego tak jest?
Słowo za ciasne
w milczeniu tonie
Myśli są balastem
wzdycha pytanie
Pierwsze kochanie
spać nie daje
Chodzi po głowie
Pierwszy pocałunek
Szukając wszędzie
pierwszego razu
Cień wspomnień
Powraca jak bumerang
Wspinam
się po szczeblach
Błędów prób i sprostowania
Snuje
się za mną
Cień nocnych koszmarów
Łączy
przeszłą chwilę
Z aktualnością bólu
Choć
myśli i pragnienia
Zawsze te same bez zmian
Patrzę
z wiarą w przyszłość
Czekając na obrót spraw
Niedokończonych
Wielkiej i małej amplitudy
Lęk
ogarnia przed adaptacją
Ciekawość coraz większa
Nie
daje spokoju i wytchnienia
Dobra myśl wprawia
W
nastrój kubka
Gorącej czekolady
W
gonitwie myśli
Twórczej pracy pióra
moja myśl drzemie
w podświadomości
że już nie wydarzy się nic
co może mnie zaskoczyć
moje myśli tylko ja
widzę w pantomimie
wyobraźni słyszę
niemy krzyk zewsząd
Autentyczna miłość
Potrafi wiele poskąpić
Jednostajność pisze
Inny tok powieści miłosnej
Autentyczna miłość
Jest inna od tej wymarzonej
Do której się wzdycha
Śniąc po całych nocach
Autentyczna miłość
Nie jest taka jakiej
Obraz nosi się w sobie
Wiosna życia nie trwa...
wiecznie
Wiosna życia nie trwa wiecznie
A wraz z jej odejściem zmienia się
Światopogląd na miłość i wszystko wokół
Ze starym rokiem
Weź rozwód
Złe wspomnienia
Spal na popiół
Z Nowym Rokiem
Nie myśl o peselu
Rozgoryczenie, gniew i złość
Puść w niepamięć
Głupie pretensje i żale utop
W ukropie przytulności
Nie daj się wgonić
W niepopełnione błędy
Na Nowy Rok
Nie bądź hardy, jak petardy
Bądź ze sobą
Zawsze w zgodzie
Śmiej się i baw
Do końca życia
Z Nowym Rokiem
Nie żałuj chwil
Na przyjemności
W świąteczny czas
Wyłazi zewsząd fałsz
Przebija się prawda
Gorzka i twarda
Jak czekolada
wiersz pt. Jesteś lekiem na całe zło
bez zbędnych słów wystarczy spojrzenie
rozumiemy się od kiedy jeszcze nie byliśmy parą
w moim sercu tliła się iskierka z nadzieją
że z czasem wszystko ułoży się pomyślnie
czemu otrzymałam szansę właśnie od ciebie
nie oczekując niczego natychmiast zbyt wiele
nie chodziłam za Tobą nie prosiłam Cię o nią
sam pierwszy pojawiłeś się w moim sercu
wznieciłeś wiarę w niespełnione marzenia
nie broniłam się przedtem aż tak bardzo
choć duszę miałam skamieniałą
od strachu umiałeś mnie poskromić
ugłaskać jak w cyrku pogromca lwa
na arenie czułam się jak dzikie zwierzę
zranione do żywca zamknięte w klatce
w ofierze samotności nie obawiałeś się
wcale tej klatki otworzyć nie zraziło Cię nic
nawet podejrzliwość ogromna z moich oczu
tym bardziej wyciągnąłeś do mnie
ufnie rękę dotknąłeś ran zadawnionych
jak i świeżych co obficie broczą krwią
wszystko poszło w zapomnienie
że w ogóle taki ktoś jak Ty istnieje
Nie ma już tej furtki do przeszłości
Jagoda pragnęła, aby Marek jeszcze przyjechał, mimo wszelkich przeciwności, na jakie się zanosiło w jego życiu. Po odjeździe chłopaka i jego ojca uświadomiła sobie dopiero, co tak naprawdę się stało.
Całując pierwszy raz swojego ukochanego w usta, nie czuła żadnego niepokoju ani przerażenia, a tym bardziej obrzydzenia. Przedtem wszystkie te odczucia trzymały ją w uścisku. Dziewczyna została nagle jakby odczarowana czarodziejską różdżką.
Nie miała żadnych wyrzutów sumienia, że mogła popełnić nieodwracalny błąd. Jagoda nagle przypominała sobie słowa zmarłej babci, która ją pocieszała, mówiąc, że jeśli doznała krzywdy ze strony płci przeciwnej, to jest ją w stanie uleczyć tylko mężczyzna. Po tylu latach teraz dopiero dotarło do Jagody tak naprawdę, co wtedy jej babcia miała na myśli.
Babcina przepowiednia właśnie się sprawdzała. Dziewczyna podziękowała matce za wstawiennictwo w dążeniu do zawarcia małżeństwa z jej ukochanym.
Po powrocie na wieś Marek zabrał się do pracy z większym zapałem niż zwykle, w lesie i w gospodarstwie rolnym,
chcąc zarobić jak najwięcej pieniędzy i przygotować rodzicom pole do plonów, żeby nie mieli powodów do zarzucenia mu czegokolwiek.
To, co zarobił, oszczędzał z myślą o zakupie ślubnych obrączek. Rozłąka między Markiem a Jagodą znów się przedłużała, choć obiecywał dziewczynie w sms-ach, że przeprowadzi się do niej zaraz po świętach wielkanocnych.
Jego matka, widząc, że chłopak bardzo się stara i uwija, wykorzystywała to na co dzień, dokładając synowi w domu jeszcze więcej roboty. W końcu nadszedł maj i Marek uznał, że wszystko porobił bez zastrzeżeń.
Była najwyższa pora na przeprowadzkę do miasta. Jeden, jedyny problem, jaki nie dawał mu spokoju, to taki, że mając pieniądze na ślubne obrączki, zabrakło mu ich na zaręczynowy pierścionek.
Marek wstydził się kupić tani pierścionek, by zaręczyć się z Jagodą w obecności jej rodziców. Nie zamierzał o nic prosić swoich rodziców, bo i tak im bliżej jego wyjazdu ze wsi, tym częściej dochodziło między nim a jego matką do kłótni.
Zamykając się sam w pokoju, przygotowywał się do odjazdu. Po długim weekendzie majowym Marek wyjechał z ojcem samochodem do Włocławka.
Marek był zarazem bardzo szczęśliwy, jak i przerażony na samą myśl, bo nie był pewny, kto ma rację, on czy jego rodzice. Nie chciał rozstawać się z nimi w niezgodzie i nie chciał też zawieść i rozczarować Jagodę.
Kiedy się pojawili na miejscu, jego ojciec nie chciał się zatrzymać dłużej na rozmowie. Pomógł synowi wynieść z auta pudła z rzeczami do mieszkania.
Odchodząc, rzekł do Marka i Jagody:
— Pobierajcie się, ale bez rozwodu. Pamiętajcie! Dziewczyna spojrzała na Marka.
- Tak, oczywiście, proszę pana, będzie bez rozwodu. Nie ma takiej opcji.
Nie zwlekając długo, Marek chwycił Jagodę za dłoń. Trzymając w drugim ręku pudełeczko, zapytał:
- Możesz przymierzyć?
Jagoda była pewna, że to pierścionek zaręczynowy. Uśmiechnęła się, otwierając pudełko, ujrzała obrączki ślubne.
- Jasne! Jak to bez rozwodu, od razu ślub!
- Zgadzasz się? — zapytał Marek.
Jagoda skinęła głową, uśmiechając się ponownie.
Marek chwycił ją za rękę, obrączka pasowała jak ulał.
- Chodźmy do księdza, nie zwlekajmy — poprosił ją.
- O tak! Masz rację, bo twój tato może zmienić zdanie i wrócić po ciebie.
Ślub kościelny wypadł w pierwszy dzień lata. Za oknem całe niebo zapłakane, jakby zapowiadało trudne chwile przed nowożeńcami i ten stres przedślubny towarzyszący im obojgu...
A co będzie, jak mnie Marek nie pokocha? — zastanawiała się w duchu.
- Dlaczego dzisiaj jesteś taka smutna? — zapytał, widząc smutek na jej twarzy.
Jagoda stała przy oknie i przyglądała się, jak z nieba spadają krople.
Odwróciła głowę do narzeczonego.
- A co będzie, jeśli mnie nie pokochasz? — zapytała przerażona.
- A skąd ci to przyszło teraz to do głowy? — roześmiał się Marek.
- Zaraz się spóźnimy na nasz ślub — dodał.
Na zegarze dochodziła godzina osiemnasta czterdzieści pięć.
- Zaraz się spóźnimy na nasz ślub — ponaglał chłopak.
- Przed nami całe życie na poznanie się i kochanie — odparł przekonująco.
A deszcz wcale nie ustawał, jeszcze bardziej siąpiło.
Cała ceremonia odbyła się potajemnie, krótko i skromnie, w kościele przy zamkniętych drzwiach.
W kościele zgromadzili się rodzice panny młodej i państwo młodzi.
Jagodzie znienacka znów zaczął się udzielać stres przedślubny. Marek dostrzegł nagle, jak bardzo drży dziewczynie cała prawa ręka. Gdy tak stała w białej sukni i kapeluszu z dużym rondem, nie mogła trafić palcem serdecznym w ślubną obrączkę, którą jej Marek wkładał.
W tym samej chwili nagle zza chmur rozbłysło słońce. Jakby anioł, przelatując, uśmiechnął się do panny młodej.
Jagoda nie dowierzając, spojrzała w niebo. Byli już połączeni ze sobą na zawsze, na dobre i złe.
KONIEC
Nie każda matka jest matką. Nie każda miłość jest miłością macierzyńską, bo miłość Matki do dziecka bywa męczeńska. Można kochać nad ...