Zastanawiam się
—
dlaczego słowa stają się nagle,
mając silną moc
mieczem obosiecznym?
Może używa się ich niezbyt nieostrożnie w relacjach z innymi. Coraz trudniej jest być sobą, mówiąc co się myśli i co się chce powiedzieć wprost.
Ciężko jest na sercu i niełatwo, ubrać w słowa co się dzieje ze mną, bo nie wiem jak to
—
co mówię, zostanie odebrane z mojej strony.
Być sobą jest byciem autentycznym bez udawania kogoś, kim się nie
jest zmyślania czegokolwiek na swój temat. Niby proste, ale teoria z
praktyką nie idą na co dzień w parze w życiu. Czy bycie sobą to jest tym samym byciem zawsze mocnym w języku? Nikt nie zmusza nikogo do kłamania, udawania czegoś, czego nie ma tak naprawdę.
Niestety coraz trudniej jest sprostać prawdziwym oczekiwaniom z drugiej
strony w kontaktach i relacjach z ludźmi, z którymi stykamy się, poznajemy wzajemnie, zawierając różne znajomości.
Coraz trudniej jest zaufać komukolwiek i uwierzyć, że autentyczność
popłaca, bo kiedy jest się bezspornym i zgodnym z własnym sumieniem, chce się być normalnym
człowiekiem, jest to brane przeciwko niemu.
Pojawia się lęk w środku, który rośnie wraz ze zrażeniem się, rozczarowaniem i porażkami dnia powszedniego.
Ma się wrażenie, że znów było się naiwnym i łatwowiernym wobec ludzi.
Czym częściej otwiera się człowiek przed drugim człowiekiem, zaczyna
później żałować, bardziej niż za swoje grzechy podczas spowiedzi. Z
niepokaźnego lęku przeistacza się to w fobię społeczną. Później takiej osobie łatwo zarzuca się aspołeczność, niestety rzadko kiedy kto zwraca uwagę —
skąd to się bierze i dlaczego? Coraz trudniej jest być sobą, szczególnie gdy nie jest się bezpośrednio mocnym w języku.
Nie uważam tak do końca, że nie jest dobrze być mocnym w języku, po części jest
to plusem dla samego siebie. Jeżeli ktoś jest o takim usposobieniu,
można troszkę jemu skrycie pozazdrościć w trudniejszych chwilach.
Nie w tym rzecz, że nie umiem być mocna w języku, czy nie chce się tego nauczyć. Sęk w tym, że jestem
w środku bardzo wrażliwą osobą
— przez
to bezpośrednia impulsywność bardzo silnie boli. Każdy ma w sobie słaby
punkt. Wierzę, że ludziom, bezpośrednim impulsywnie prościej się
funkcjonuje, łatwiej osiągają swój cel, są twardsi. Bycie impulsywnym jest
pancerzem ochronnym, który chroni nadwrażliwość w środku człowieka.
Coraz bardziej zrażam się do ludzi i odczuwam opór przed spotkaniem się oko w oko z kimś na wizji.
Mimo wszystko ciągnie mnie do ludzi, choć wolę pozostawać w cieniu i wierzę w niezwykłość ludzką.
Jestem jedna, jedyna w swoim rodzaju, mało kto o tym wie. Jeśli wie to tylko dzięki temu, że zna mnie dość dobrze. Bo każdy człowiek jest jak otwarta książka, doczytasz ją do końca, zapoznając się z jej zawartością albo zamkniesz i odłożysz na półkę. Najgorsze jest oceniać książkę po okładce, tak i człowieka tym, jak wygląda. Dla mnie najważniejsze jest pozostanie sobą i bycie z sobą w zgodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz