piątek, 1 września 2023

CIENIE I BLASKI rozdz. 6

 

Matka Jagody była pewna, że zeznania jej córki są dostatecznie obciążające napastnika, a zeznania babci dopełnią całości i winny przestępstw poniesie zasłużoną karę.
Tymczasem okazało się, że Aleksander Mierzwa dawniej był ormowcem. Miał swoje konszachty z policją. Po całej okolicy Nadróża krążyła pogłoska na temat jego rodziny, że wszyscy mężczyźni z nazwiskiem Mierzwa mają bardzo złą opinię z powodu swojego stosunku do kobiet. Potrafią być gwałtowni i bezwzględni, stosować przemoc fizyczną,  za co odsiadują wysokie wyroki pozbawienia wolności. Mierzwa ma dwóch już dorosłych synów.
Jeden ma około trzydziestu lat, drugi dziewiętnaście. Obydwaj są z twarzy tak podobni do ojca, że nikt nie ma wątpliwości,  kim oni są. Rzekomo ma również niepełnosprawną córkę, ale jej nie było nigdy widać. Tego samego dnia,  w sobotę matka Jagody przypadkiem zauważyła,  jak z radiowozu policyjnego wysiada uśmiechnięty Mierzwa. Nie wytrzymała nerwowo i podeszła zamaszystym krokiem do panów policjantów.
 - Co to ma znaczyć?— zapytała podniesionym głosem. 

- Jednymi drzwiami wpuszczacie przestępcę, drugimi drzwiami wypuszczacie na wolność! Jakby nic się nie stało!
-  Zeznania pani córki, Jagody,  nie wykazały nic podejrzanego odnośnie do pana Aleksandra Mierzwy — odpowiedział ze stoickim spokojem policjant.
-  Wysłuchaliśmy jego wersji zdarzeń i jesteśmy przekonani, że nic strasznego się nie stało.
—  Jak to nic?! — przerwała mu kobieta.
-  A ten porwany biustonosz?!
A podarta bluzka i spodnie na nogawkach?! Panowie! Jak go nie chcecie aresztować w tej chwili, to ja odwołam się zaraz do Komendy Wojewódzkiej Policji we Włocławku!
Policjanci popatrzyli na siebie i na kobietę.
-  Nie, proszę tego nie robić — odrzekli panowie policjanci chórem.
-  Przyjrzymy się sprawie jeszcze raz — obiecał jeden z nich.
- O to mi chodziło,  mam nadzieję, że się rozumiemy? — zlustrowała mężczyzn w niebieskich mundurach.
Po powrocie do domu mama Jagody poirytowana krzyczała do staruszki:
—  Nie ma sprawiedliwości na tym świecie!
-  Dlaczego tak sądzisz?— zdziwiła się babcia Jagody.
- Wczoraj ten sukinsyn włamał się do nas, napadł Jagodę. A dzisiaj już go wypuścili po jednej dobie aresztu! Zagroziłam policjantom, że naślę na nich Wojewódzką Komendę z Włocławka. Wtedy sobie z nimi pogadają — kontynuowała matka.
Starsza kobieta pokręciła głową. Jagoda usłyszała niechcący podniesiony głos matki.
- Jak protestowałam, że nie podpiszę protokołu zeznań, bo się w nim nic nie zgadzało, to sama wymusiłaś na mnie ten podpis, mówiąc, że to dla mojego dobra! Teraz,  mamo,  nie miej do mnie o to pretensji! — wybuchnęła Jagoda.
- Dziecko drogie, a skąd ja mogłam przewidzieć, że sprawy przybiorą taki obrót? — matka załamała ręce.

- Uświadomiła sobie, jakie są konsekwencje jej wczorajszych słów i jej  ponaglania do podpisania protokołu.

Trzynastolatka przez cały weekend siedziała samotnie w pokoju, słuchając smutnej nastrojowej muzyki. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Nie mogła nawet skupić się nad książką i zeszytem.
Drażniły ją filmy kryminalne i sensacyjne, wiadomości telewizyjne, w szczególności te dotyczące gwałtów i morderstw.  Nie była w stanie na to patrzeć i tego słuchać. Wspomnienia odżywały i natrętnie stawały jej przed oczami.
Często płakała w samotności,  tak aby babcia nie widziała, co się z nią dzieje. Czuła się jak zaszczute stworzenie, które liże w ukryciu swoje rany.
Dziewczynie wydawało się, że wszyscy o niej mówią, wytykają ją palcami. 
Jagoda w krótkim czasie odizolowała się od ludzi, nawet od rodziców i babci. Jej najbliżsi byli przekonani, że dziewczyna potrzebuje wytchnienia i wyciszenia w samotności.
Niestety, ten stan z dnia na dzień zaczął się pogłębiać. Babcia, która przyjechała do wnuczki na weekend, nie mogła wrócić na wieś, ponieważ coraz więcej dostrzegała pozornie błahych sygnałów potwierdzających stany depresyjne wnuczki. Jagoda przez kilka tygodni nie chodziła do szkoły, bo przerażało ją każde spojrzenie mężczyzny.
Staruszce coraz częściej nie dawało to spokoju. Coraz bardziej martwiła się o Jagodę. Chciała porozmawiać w cztery oczy z wnuczką, ale ona stała się niedostępna, nietykalna.  Przerażało ją wyjście na podwórko czy na spacer. Bardzo bała się nie tylko człowieka, który ją napadł, ale też  obu jego synów. Często ich widywała, spoglądając z okna na ulicę. Na widok któregoś z Mierzwów na  ciele Jagody pojawiała się gęsia skórka, serce waliło jej jak młot. Jej twarz raz stawała się blada, a zaraz potem sina. Czuła się wtedy tak,  jakby coś ściskało jej klatkę piersiową tak mocno, że w płucach zamierał oddech. Potem pojawiało się lekkie mrowienie i zarazem kłucie w okolicach serca. Nie było to bolesne, ale dość męczące. Towarzyszyły temu szumy w uszach. Pierwszym, drugim razem nie zwracała na to uwagi. Było to jednak bardzo nieprzyjemne i coraz częstsze. Powracało i do tego ze wzmożoną siłą!
Od tamtej pory w sytuacjach, w których czuła się niepewnie i niezbyt bezpiecznie, zawsze odczuwała przenikliwy chłód na całym ciele. Jakby ktoś  od stóp do głów obłożył ją lodem prosto z zamrażarki.
Aleksander Mierzwa trafił, jak się później okazało, do aresztu, ale tylko na osiem miesięcy. Tyle samo miesięcy trwało wyczekiwanie na powiastkę z sądu na sprawę przeciwko pozwanemu Aleksandrowi Mierzwie.
Każde szczekanie psa, każde pukanie do drzwi i pojawienie się listonosza niezmiennie wywoływało u Jagody stres i panikę. Do ludzi w umundurowaniu czuła niechęć. Przestała zupełnie wierzyć policjantom — w ich skuteczną ochronę, uczciwość.  Przestała wierzyć w sprawiedliwość. Każdy mężczyzna pod wpływem alkoholu był wrogiem numer jeden.  Bez wyjątku — agresywny i wulgarny czy miły i kulturalny. Widok miłego i kulturalnego mężczyzny na lekkim rauszu wzbudzał w dziewczynie podejrzliwość. W jej głowie roiło się od czarnych scenariuszy. Stan psychiczny Jagody był naznaczony obsesją. Jagoda unikała jakichkolwiek rozmów na ten temat. Uważała, że nikt nie jest w stanie jej zrozumieć. Nikt nie potrafił pojąć, co się z nią działo. Odczuwała ulgę, gdy okazywało się, że przesyłki, które dostarczał listonosz, to nie były powiastki sądowe. Cieszyła się też, gdy mogła zamknąć się w pokoju,  w samotności słuchając muzyki. Pod jednym warunkiem —  że w domu akurat nie było ojca, który nie znosił muzyki, którą ona lubiła. W domu zawsze toczyła się wojna o muzykę — puszczanie przez Jagodę muzyki młodzieżowej było dla ojca nie do zniesienia. Uważał, że muzyka — jeśli to jest muzyka z list przebojów — to jest to po prostu wymysł dzikiego plemienia, które chodziło nago w Afryce i waliło w bębny, prymitywnie podrygując i skacząc. Tato Jagody w jednakowy sposób reagował na rocka, pop,  a także na disco polo. 
Babcia coraz bardziej martwiła się o wnuczkę, bacznie obserwując sytuację,  i nie była zadowolona z tego, co widziała. Obawiała się, że wszystko zmierza w złym kierunku,  i to w zawrotnym tempie. —  Trzeba to jakoś przerwać. Tak nie może być.  Muszę jakoś interweniować —  powtarzała sobie w duchu.
Matka nastolatki ciągle zabiegana i zajęta pracą,  nie poświęcała Jagodzie zbyt wiele czasu. Ojciec ciągle poza domem,  na wycieczkach zagranicznych — jako kierowca autokaru, przewodnik i tłumacz w jednej osobie.
Nie był świadomy tego, co się dzieje z jego córką.
Starsza kobieta dobrze zdawała sobie sprawę, że na siłę nic nie wskóra. Postanowiła działać metodą małych kroków. Nie musi to być od razu długi wykład ani poważna dyskusja. Na początek krótka rozmowa.
Zapukała do drzwi pokoju Jagody. Dziewczyna ocknęła się,  jakby była myślami nie wiadomo gdzie. Daleko. 
—  Proszę — słysząc zaproszenie,  babcia uchyliła lekko drzwi i uśmiechnęła się.
- Mogę wejść?
- Tak, babciu. A co,  źle się czujesz? W czymś ci pomóc?
- Nie. Czuję się całkiem dobrze — odpowiedziała babcia.
Tylko zastanawiam się … jestem u was od blisko dwóch tygodni i, szczerze mówiąc, mam wrażenie, że atmosfera jest u was bardzo napięta. Kiedy i jak często  rozmawiasz z rodzicami? — zaskoczyła niezręcznym pytaniem wnuczkę.
Jagoda wzdrygnęła się jak oparzona.
— Zazwyczaj nie rozmawiam z rodzicami.  Mama z tatą powtarzają mi zwykle, że nie mają czasu na błahostki. Mają poważniejsze sprawy na głowie. Najważniejsza jest ich praca, a moje sprawy mogą poczekać.
Starsza kobieta nie wierzyła własnym uszom.

czwartek, 31 sierpnia 2023

CIENIE I BLASKI rozdz. 5

 

Do białego rana w pokoju Jagody świeciła się lampka nocna. Przy jej wersalce na zmianę czuwały matka z babcią. Nazajutrz czekał dziewczynę kolejny ciężki dzień. Trzynastolatka nie miała ochoty iść na komisariat policji, jednak zeznania były konieczne.  Jagodzie znów towarzyszyły te same emocje. Widać było, że jest zalękniona, zamyślona,  nieobecna. 
Na komisariacie policji do biurka podszedł policjant.  Usiadł na fotelu naprzeciwko małolaty przed maszyną do pisania. Dziwnym wzrokiem zlustrował sylwetkę dziewczyny.
Jagoda czekała w napiętej atmosferze, przepojonej złowrogą ciszą. I to czekanie wydawało się jej  wiecznością. Oczekując na pojawienie się stróża prawa, nie czuła się ani trochę na siłach, aby opowiadać o tym, co się wydarzyło. Nie miała ochoty odpowiadać przed obcym mężczyzną na intymne pytania.  
W domu rodzinnym żadne z rodziców nie podejmowało z nią  takich tematów.
Patrzyła na świat mężczyzn przez pryzmat wczorajszych zdarzeń.  Świat ten wydawał się jej karykaturalny jak odbicie w krzywym zwierciadle. To wcale nie było zabawne.
Mężczyzna w niebieskim mundurze zadał konkretne pytanie. Zabrzmiało to tak,  jakby  usiłował jej wmówić winę. 
- Czy oskarżony dotykał twojego krocza? — zapytał bez ogródek.
Jagoda spojrzała głęboko w oczy matce i babci. Przełknęła z trudem ślinę. Jak mam się wysłowić, co mam odpowiedzieć? — miotała się w myślach przerażona. 
Najchętniej wstałaby i zwiała do domu. 
- Mów jak było — ponagliła dziewczynę matka.
- To dla twojego dobra, Jagódko — dodała babcia.
Policjant zadawał szczegółowe pytania, a Jagoda musiała udzielać wyczerpujących informacji. Bardzo ją to krępowało, a zarazem było to traumatyczne. Wspomnienia wczorajszego dnia odcisnęły swój ślad na psychice nastolatki. Z trudem opisała całą sytuację,  ostrożnie dobierając słowa.
Kiedy policjant skończył pisać, wyciągnął z wałka dwa arkusze i rzucił do przeczytania Jagodzie,  po czym podał jej długopis i powiedział:
— Podpisz, to są twoje zeznania.

Pokrzywdzona zaczęła po kolei czytać. Na jej twarzy widać było narastające emocje. Zanim dobrnęła do końca dokumentu, zbladła jak sufit!
— Tutaj nic się nie zgadza,  proszę pana. Ja  tak nie zeznawałam! — rozpłakała się.
- Nie podpiszę tego!  — zaprotestowała.
Matka Jagody chciała przeczytać protokół, więc sięgnęła po maszynopis, ale policjant pośpiesznie wyrwał z rąk kobiety kartki i położył je z powrotem na biurku. 
- Musisz to podpisać. Drugi raz nie zamierzam pisać, szkoda czasu  — niemal krzyknął. 
Mam poważniejsze sprawy w swojej pracy.
Jagoda wiedziała, że fakty są inne i nie zgadzają się z opisem mundurowego. Kręciła głową,  protestując, ale matka z naciskiem powtórzyła:
— Podpisz i po wszystkim, będziesz miała spokój.
Jagoda odniosła wrażenie, że nie ma możliwości wyboru, ponieważ nawet matka wydawała się być przeciwko niej! Wbrew własnej woli podpisała protokół.

CIENIE I BLASKI rozdz. 4

 

Kiedy matka Jagody wróciła z pracy po drugiej zmianie, było już po wszystkim. Zauważyła wyłamane drzwi od przedsionka, w drugich drzwiach był  popsuty  zamek.   W pokoju córki zastała staruszkę. Starsza kobieta siedziała obok śpiącej na wersalce wnuczki.
Czule głaskała ją po twarzy.
— Co tu, u licha,  się działo? — zapytała Anna. 
— Dlaczego nie śpisz,  mamo?
— Ciii...  Mów ciszej. Jagoda dopiero zasnęła. Czy ty codziennie zostawiasz ją samą w domu?
— odpowiedziała pytaniem na pytanie matka Anny.   
—Tak,  mamo. To przecież duża dziewczyna. Radzi sobie doskonale — odpowiedziała z uśmiechem zdziwienia na twarzy.
— To nie ma nic do rzeczy,  duża czy nie, narażasz własne dziecko na ogromne niebezpieczeństwo!
— Ok, porozmawiajmy w kuchni — zaproponowała matka Jagody.
Staruszka zgasiła lampkę nocną i wyszła z córką do kuchni, zostawiając lekko uchylone drzwi.
Usiadły obydwie przy stole.
— Co tutaj właściwie się stało? — powtórzyła mama Jagody.
Byłam świadkiem napaści na  Jagodę, włamania tego zwyrodnialca do mieszkania. On dwukrotnie usiłował ją zgwałcić! To było coś okropnego! Nie da się tego opisać,  co my obie przeżyłyśmy, kiedy cię nie było.  Nie ma nic gorszego, niż widzieć, jak jakiś zboczeniec rujnuje życie tak młodej, jak Jagoda, istocie.  Najgorsze było to, że Jagoda nie była świadoma,  co się dzieje, o co temu staremu zbereźnikowi chodziło. 
- To co ona pomyślała? — zaniepokoiła się matka dziewczyny.
- Myślała, że napadł ją, bo chciał ją okraść.
- A może to był napad na tle rabunkowym?
Staruszka spojrzała na swoją rozmówczynię.
- Chyba nie wierzysz w to,  co mówisz? Jagoda jest zbyt ufna,  jak na swój wiek,  i jest zupełnie nieświadoma. Czy ty w ogóle z nią rozmawiasz na temat dojrzewania i chłopców?
- Nie. O tym nie rozmawiamy z Jagódką, to jeszcze dziecko — odparła Anna.
-  Uznaliśmy oboje, że im mniej będzie wiedzieć,  tym lepiej dla niej. To są tematy dorosłych.
Starsza kobieta słuchała, patrzyła i z niedowierzaniem kręciła głową.
— Nie tak cię wychowaliśmy. 
Nagle nocną dyskusję przerwał wrzask Jagody.
- Nie! Puść mnie! Nie dotykaj mnie! Ratunku!
Obie kobiety zerwały się na równe nogi. Pobiegły do pokoju i zaświeciły nocną lampkę.
Jagoda wiła się i rzucała na  łóżku. Zlana potem, łkała przez sen.
Starsza kobieta nachyliła się nad nią.
- Kochanie, to tylko zły sen. Obudź się. Jesteśmy już bezpieczne.
Jagoda otworzyła oczy, rozejrzała się wokół. Usiadła i złapała babcię mocno za szyję.  Czuła przyśpieszone bicie serca i przyspieszony, płytki oddech.
- On tu jest! On tu jest!
- Nikogo tu nie ma,  to tylko zły sen.

wtorek, 29 sierpnia 2023

CIENIE I BLASKI rozdz. 3

 Przerażona Jagoda, obserwując kątem oka, dostrzegła, jak jej babcia stojąca przy stole, nagle się zachwiała. Widać było, że pobladła jak pergamin. Stanęły jej przed oczami wspomnienia o dziadku, któremu udzielała pierwszej pomocy przy zawale serca.
Dziadek w przeciwieństwie do babci nie miał nitrogliceryny. Nie było również pod ręką telefonu. To, że babcia trzymała dłoń po lewej stronie klatki piersiowej, dało dziewczynie dużo do myślenia. Jak mam jej pomóc? Była pewna w stu procentach, że to atak choroby sercowej.
- Co ci jest, babciu?! — zaniepokoiła się.
- Nic takiego, dziecko. Zaraz mi przejdzie — wyszeptała starsza kobieta.
- Podaj mi, proszę, z torebki tabletkę pod język.
Dziewczyna pośpiesznie chwyciła torebkę i zajrzała do środka. Wyjęła z niej fiolkę z tabletkami nitrogliceryny i podała staruszce.
- Idź do swojego pokoju i bądź cicho! — babcia rozkazała Jagodzie.
- Już jest ci lepiej, babciu? — zapytała dziewczyna z zatroskaniem w głosie.
Kobieta wolno i głęboko oddychając, pokiwała głową.
Wnuczka posłusznie wyszła do swojego pokoju, zamykając brązowe drzwi harmonijkowe.
Z małego podwórka rozlegało się głośne ujadanie psa. Staruszka wyjrzała ukradkiem zza firanki i oniemiała!
To był ten sam pijany napastnik. Wlazł na podwórko i zmierzał prosto do drzwi przedsionka.
Jagoda jeszcze nie doszła do swojego pokoju. Słysząc groźne szczekanie psa, zapytała:
— Co się dzieje?
- Ten stary zboczeniec jest na naszym podwórku i dobija się do drzwi! — zawołała starsza kobieta.
- Babciu, trzeba zadzwonić na policję — odrzekła wnuczka.
Dziewczyna wyjrzała z pokoju, przerażona dostrzegła z kuchennego okna pijanego mężczyznę.
Staruszka, usiłując zapanować nad emocjami, podniosła słuchawkę.
W tej samej chwili rozległ się hałas. Słychać było, jak ktoś usiłuje wyważyć drzwi i wtargnąć do środka. Wszystko trwało dosłownie ułamek sekundy.
Najpierw napastnik wyważył drzwi do przedsionka, a potem do kuchni. Pijany zwyrodnialec przekroczył szturmem próg kuchni. Dostrzegł uchylone drzwi do pokoju i Jagodę. Zataczając się, popchnął przy stole starszą kobietę, która chwyciła go za lewą rękę, próbując go odciągnąć, ale on skierował swoje kroki do pokoju jej wnuczki. Dziewczyna zerwała się z wersalki na równe nogi, by uciec, ale na próżno. Pijany mężczyzna był silniejszy i chwytając ją silnie za nadgarstki, popchnął ją na złożoną do siedzenia wersalkę. Jagoda upadła całym ciężarem własnego ciała, pozostając w pozycji siedzącej.
- Kładź się i leż! — rozkazał dziewczynie.
- Nie! Wypuść mnie! — krzyknęła.
- Zamknij pysk i leż! — wrzasnął jeszcze głośniej.
Napastnik dosiadł się do nastolatki i zaczął zdzierać z niej górną część odzieży.
Żółta bluzka w czarne poziome pasy była pod samą szyję, nie dało się jej tak łatwo zdjąć, ale w białym biustonoszu puściły nici.
Jagoda walczyła ile tchu z pijanym natrętem. Podświadomie wiedziała, że nie może znaleźć się w pozycji horyzontalnej. Obok wersalki stała drewniana ława w kolorze mahoniowym, a na niej była duża ciemnozielona szklana popielnica. Przez chwilę zaświtało Jagodzie, aby chwycić ciężką popielnicę i uderzyć w głowę napastnika.
- Nie daj się! — krzyczała babcia przy drzwiach pokoju wnuczki.
- Idę po pomoc! Same nie damy sobie z nim rady!
Staruszka wybiegła na małe podwórko ogrodzone dookoła siatką. Przy siatce zgromadził się wielki tłum ludzi gapiący się martwo. Zgromadzeni przy siatce gapowicze nasłuchiwali wołania o pomoc starszej kobiety i jej wnuczki.
Pomimo że z mieszkania dobiegały odgłosy świadczące o tym, że w środku dzieje się coś złego, szansa na pojawienie się pomocy wydawała się nikła, ponieważ wśród ludzi panowała totalna znieczulica.
Tymczasem Jagoda poczuła, jak pijany mężczyzna próbuje dobrać się do gumy jej siwych spodni, które miała na sobie. Szczęście w nieszczęściu okazało się, że guma była bardzo ciasna. Utrudniało to zboczeńcowi dostęp do ciała niewinnej trzynastolatki.
Jagoda coraz intensywniej wyczuwała ohydny smród alkoholu z ust pedofila.
Czuła, że z każdą minutą traci siły do samoobrony, ale nie mogła dać po sobie poznać, że się coraz bardziej bała. Przerażało ją, co będzie dalej. Nikt się nie pojawiał, aby jej pomóc. Jakaś starsza kobieta stanęła w końcu przy drzwiach pokoju nastolatki. Nie była to jej babcia.
Pijany natręt spojrzał na nią. Staruszka z laską od razu go rozpoznała.
- O rany! Co pan wyprawia?! Panie Mierzwa!
Mężczyzna nie zareagował na jej słowa.
W tym samym czasie pojawiło się dwóch młodych mężczyzn. Jasny blondyn i brunet doskoczyli do starego zboczeńca. Chwycili go mocno pod obie ręce z jednej i drugiej strony.
— Wychodzimy stąd, panie Mierzwa!
Pijany pedofil zaczął się szarpać, pomrukując coś pod nosem.
— No, wstajemy, do cholery!
- Jaki on silny! — odezwał się brunet do blondyna.
- Wychodzimy stąd!
Mierzwa nie poddawał się. Złapał się drewnianej poręczy wersalki tak, że blondyn raptownie się zachwiał.
- Dość tego! Idziemy stąd! — poderwał natręta brunet.
Wychodząc wbrew własnej woli, włamywacz wykrzykiwał:
— Jeszcze tu wrócę!
Jagoda, siedząc na wersalce, zanosiła się płaczem.

Windą do raju 15

  Sonia, drugi dzień nie odzywała się do męża, nie lubiła strzelać fochów przed Arturem. Przez napaść i rękoczyny, jakich się dopuściła Bian...