środa, 29 listopada 2023

Cienie i blaski rozdz.80

 wiersz pt.  Jesteś lekiem na całe zło

 

 

bez zbędnych słów wystarczy spojrzenie
rozumiemy się od kiedy jeszcze nie byliśmy parą
w moim sercu tliła się iskierka z nadzieją

że z czasem wszystko ułoży się pomyślnie
czemu otrzymałam szansę właśnie od ciebie
nie oczekując niczego natychmiast zbyt wiele

nie chodziłam za Tobą nie prosiłam Cię o nią
sam pierwszy pojawiłeś się w moim sercu
wznieciłeś wiarę w niespełnione marzenia

nie broniłam się przedtem aż tak bardzo
choć duszę miałam skamieniałą
od strachu umiałeś mnie poskromić

ugłaskać jak w cyrku pogromca lwa
na arenie czułam się jak dzikie zwierzę
zranione do żywca zamknięte w klatce

w ofierze samotności nie obawiałeś się
wcale tej klatki otworzyć nie zraziło Cię nic
nawet podejrzliwość ogromna z moich oczu

tym bardziej wyciągnąłeś do mnie
ufnie rękę dotknąłeś ran zadawnionych
jak i świeżych co obficie broczą krwią

wszystko poszło w zapomnienie
że w ogóle taki ktoś jak Ty istnieje
Nie ma już tej furtki do przeszłości

 

Jagoda pragnęła, aby Marek jeszcze przyjechał, mimo wszelkich przeciwności, na jakie się zanosiło w jego życiu. Po odjeździe chłopaka i jego ojca uświadomiła sobie dopiero, co tak naprawdę się stało.
Całując pierwszy raz swojego ukochanego w usta, nie czuła żadnego niepokoju ani przerażenia, a tym bardziej obrzydzenia. Przedtem wszystkie te odczucia trzymały ją w uścisku. Dziewczyna  została nagle jakby odczarowana czarodziejską różdżką.
Nie miała żadnych wyrzutów sumienia, że mogła popełnić nieodwracalny błąd. Jagoda nagle  przypominała sobie słowa  zmarłej babci, która ją pocieszała, mówiąc, że jeśli doznała krzywdy ze strony płci przeciwnej, to jest ją w stanie uleczyć tylko mężczyzna. Po tylu latach teraz dopiero dotarło do Jagody tak naprawdę, co wtedy jej babcia miała na myśli.
Babcina przepowiednia właśnie się sprawdzała. Dziewczyna podziękowała matce za wstawiennictwo w dążeniu do zawarcia  małżeństwa z jej ukochanym.
Po powrocie na wieś Marek zabrał się do pracy  z większym zapałem niż zwykle,  w lesie i w gospodarstwie rolnym,
chcąc  zarobić jak najwięcej pieniędzy i przygotować rodzicom pole do plonów, żeby nie mieli powodów do zarzucenia mu czegokolwiek.
To, co zarobił, oszczędzał z myślą o zakupie ślubnych obrączek. Rozłąka między Markiem a Jagodą znów się przedłużała, choć obiecywał dziewczynie w sms-ach, że przeprowadzi się do niej zaraz po świętach wielkanocnych.
Jego matka, widząc, że chłopak bardzo się stara i uwija, wykorzystywała to na co dzień, dokładając synowi w domu jeszcze więcej roboty. W końcu nadszedł maj i Marek uznał, że wszystko porobił bez zastrzeżeń.
Była najwyższa pora na przeprowadzkę do miasta. Jeden, jedyny problem, jaki nie dawał mu spokoju,  to taki, że mając pieniądze na ślubne obrączki, zabrakło mu ich na zaręczynowy pierścionek.
  Marek wstydził się kupić tani pierścionek, by zaręczyć się z Jagodą w obecności jej rodziców. Nie zamierzał o nic prosić swoich rodziców, bo i tak im bliżej jego wyjazdu ze wsi, tym częściej dochodziło między nim a jego matką do kłótni.
Zamykając się sam  w pokoju, przygotowywał się do odjazdu. Po długim weekendzie majowym Marek wyjechał z ojcem samochodem do Włocławka.
Marek był zarazem bardzo szczęśliwy, jak i przerażony na samą myśl, bo nie był pewny,  kto ma rację, on czy jego rodzice.  Nie chciał rozstawać się z nimi w niezgodzie i nie chciał też zawieść i rozczarować Jagodę.
  Kiedy się pojawili na miejscu, jego ojciec nie chciał się zatrzymać dłużej na rozmowie. Pomógł synowi wynieść z auta pudła z rzeczami do mieszkania.
Odchodząc, rzekł do Marka i Jagody:  
  —   Pobierajcie się, ale bez rozwodu. Pamiętajcie! Dziewczyna spojrzała na Marka.
- Tak, oczywiście, proszę pana, będzie bez rozwodu. Nie ma takiej opcji.
Nie zwlekając długo, Marek chwycił Jagodę za dłoń.  Trzymając w drugim ręku pudełeczko, zapytał:  
- Możesz przymierzyć?
Jagoda była pewna, że to pierścionek zaręczynowy. Uśmiechnęła się, otwierając pudełko, ujrzała obrączki ślubne.
- Jasne! Jak to bez rozwodu, od razu ślub!
- Zgadzasz się? — zapytał Marek.
Jagoda skinęła głową, uśmiechając się ponownie.
Marek chwycił ją za rękę, obrączka pasowała jak ulał.
- Chodźmy do księdza, nie zwlekajmy — poprosił ją.
- O tak! Masz rację, bo twój tato może zmienić zdanie i wrócić po ciebie.
Ślub kościelny wypadł w pierwszy dzień lata. Za oknem całe niebo zapłakane, jakby zapowiadało trudne chwile  przed nowożeńcami i ten stres przedślubny towarzyszący im obojgu...
A co będzie, jak mnie Marek nie pokocha? — zastanawiała się w duchu.
- Dlaczego dzisiaj jesteś taka smutna?  — zapytał, widząc smutek na jej twarzy.
Jagoda stała przy oknie i przyglądała się, jak z nieba spadają krople.
Odwróciła głowę do narzeczonego.
- A co będzie, jeśli mnie nie pokochasz? — zapytała przerażona.
- A skąd ci to przyszło teraz to do głowy? — roześmiał się Marek.
- Zaraz się spóźnimy na nasz ślub  — dodał.
Na zegarze dochodziła godzina osiemnasta czterdzieści pięć.
- Zaraz się spóźnimy na nasz ślub — ponaglał chłopak.
- Przed nami całe życie na poznanie się i kochanie — odparł przekonująco.
A deszcz wcale nie ustawał, jeszcze bardziej siąpiło.
Cała ceremonia odbyła się potajemnie, krótko i skromnie, w kościele przy zamkniętych drzwiach.
W kościele zgromadzili się  rodzice panny młodej i państwo młodzi.
Jagodzie znienacka znów zaczął się udzielać stres przedślubny. Marek dostrzegł nagle, jak bardzo drży  dziewczynie cała prawa ręka.  Gdy tak stała w białej sukni i kapeluszu z dużym rondem, nie mogła trafić palcem serdecznym w ślubną obrączkę, którą jej Marek wkładał.
W tym samej chwili nagle zza chmur rozbłysło słońce. Jakby anioł, przelatując, uśmiechnął się do panny młodej.
Jagoda nie dowierzając, spojrzała w niebo. Byli już połączeni ze sobą na zawsze, na dobre i złe.
 

KONIEC

wtorek, 28 listopada 2023

Cienie i blaski rozdz. 79

 

Nadszedł dzień przyjazdu Marka i jego ojca. Starszy siwy mężczyzna pierwszy wszedł do mieszkania. Jagoda uśmiechnęła się  na jego widok, chłopak przedstawił ją ojcu.
Staruszek zmierzył dziewczynę wzrokiem od dołu do góry, co jeszcze bardziej spotęgowało w niej strach, że nie wypadnie zbyt dobrze, tak jakby chciała. Ojciec  Marka nie zamierzał nawiązywać z Jagodą  rozmowy. Kiedy w pięcioro zasiadali do stołu, Jagoda miała nadzieję, że będzie siedziała obok Marka. Jego ojciec dosiadł się do niej na krześle przeznaczonym dla chłopaka.
Usadowił się dosłownie w samym środku między młodymi. Pierwszy zabrał głos w rozmowie z rodzicami Jagody na temat syna,  przedstawiając go w niekorzystnym świetle niezaradnego fajtłapy.   
- Ależ tato!  Mówiłem ci nieraz, że ja się nie nadaję na rolnika   — oburzył się syn. 
Na pierwszy rzut oka widać było, że robi wszystko, aby zrazić Jagodę i jej rodziców do Marka.
Starszy mężczyzna starał się również wyolbrzymiać wszystkie  wady swojego syna, a to że nie potrafi się kulturalnie zachować wśród gości przy stole, a to że jest brzydki i wszyscy na wsi śmieją się z niego.  Rodzicom Jagody wyraźnie zrzedły miny, nie wiedzieli, jak mają się zachować i co odpowiedzieć.
 - Nie wierzę żadnemu pańskiemu słowu — nagle Jagoda zabrała głos.  
- Znamy się z Markiem bardzo krótko,  to fakt, ale wcale nie dostrzegłam w nim takich wad, jakie pan śmie wymieniać — dodała od siebie.
Staruszek popatrzył na nią i od razu zignorował to,  co do niego powiedziała.
- Od razu widać, że nasi młodzi zadurzyli się w sobie. Ciekawe, jak długo nacieszą się tą młodzieńczą miłością. Po czterech tygodniach mój syn wróci do mnie na wieś — roześmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Tego było już za wiele! Tym razem nie wytrzymała tym  matka Jagody.   
- Proszę pana,  znam swoją córkę bardzo dobrze. Jeżeli ktoś nie jest w jej typie, potrafi od razu powiedzieć. Raczej w takich sprawach nigdy nie kłamie i niczego nie udaje. Po drugie pański syn i nasza córka są już dojrzałymi ludźmi po trzydziestce.
Nie są nastolatkami i  wierzę, że podejmą razem trafną decyzję o wspólnej przyszłości  — odparła kobieta.
Czas upływał nieubłaganie, wieczorem Marek wraz z ojcem musiał odjeżdżać do domu, nie udało mu się tym razem zamienić  słowa z Jagodą.
Marek i Jagoda wymieniali smutne spojrzenia w milczeniu odgrodzeni od siebie przy stole. Godziny, minuty, sekundy uciekały, a Jagoda zastanawiała się,  co zrobić, żeby nie stracić ukochanego. 
Wpadła na szatański pomysł. Teraz albo nigdy! Jeśli Marek jest inteligentny, to zrozumie bez zbędnych słów — pomyślała. Ojciec Marka do końca zachowywał się jak żandarm, przyzwoitka, pies ogrodnika.
- Wstawaj, chłopcze,  pora wracać do domu — ponaglał syna.
Niespodziewanie odezwała się matka Jagody.  
-  To pan nie pozwoli młodym nawet się pożegnać? Nie zamienili z sobą przez pana ani słowa. Oj,  nieładnie. 
Ojciec Marka popatrzył na kobietę i odpowiedział:
 - Bardzo dziękuję za gościnę, było mi miło państwa poznać.
- A ty za pięć minut masz być w samochodzie, porozmawiamy w domu — zwrócił się do syna. Po czym wyszedł z mieszkania, a za nim podążyli rodzice dziewczyny. Jagoda  i Marek wreszcie zostali na moment sami.
- Będziemy w kontakcie, nie martw się — pocieszał dziewczynę.
Podszedł pośpiesznie do niej i lekko się nachylił, chcąc ją przytulić.
Jagoda,  nie zwlekając chwili dłużej, wykorzystała nadarzającą się szansę i pocałowała Marka bez słowa w usta. Nic innego, mądrzejszego do głowy jej nie przyszło. Marek nagle poczerwieniał na twarzy, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Chyba coś głupiego palnęłam...  — pomyślała dziewczyna.
W tej samym momencie otworzyły się drzwi i do mieszkania weszli rodzice Jagody.
- Ojciec cię woła — powiedziała kobieta do Marka.
Chłopak lekko się oblizał, ostatni raz zerkając na Jagodę, uśmiechnął się i zamykając za sobą drzwi, pobiegł.
 
 
 
 


poniedziałek, 27 listopada 2023

Cienie i blaski rozdz. 78

 

Marek postanowił pobyć u Jagody do Trzech Króli. Dzięki temu mógł w spokoju zastanowić się, co dalej z ich znajomością. Oboje już wiedzieli, że jego rodzice nie byli radzi planom na przyszłość związanym z poznaną dziewczyną.
Jagoda zorientowała się, że Marek ma oparcie tylko w niej, czekał go bardzo trudny okres w życiu. Rodzice mu nie odpuszczali i on tym razem nie zamierzał im ustąpić.
Młody mężczyzna doszedł do wniosku, że po powrocie do domu, jeszcze raz spróbuje poważnie porozmawiać z ojcem i przyjedzie z nim do dziewczyny przed Wielkanocą. Jagoda pierwszy raz w życiu doświadczała pozytywnych zmian: czym jest poczucie bezpieczeństwa u boku mężczyzny, wzajemny szacunek i zaufanie do siebie.
Coraz częściej przyłapywała się na tym, jak zachłystywała się przez ten niedosyt ciepła. Sześć dni upłynęło dziewczynie i Markowi jak z bicza trzasnął. Oboje jeszcze bardziej upewnili się w przekonaniu, że są sobie przeznaczeni. Niestety,  czekała ich kolejna długa rozłąka.
Chłopak zapewniał Jagodę, że będzie pisał sms-y, maile i zrobi wszystko, aby niebawem  wyprowadzić się na stałe ze wsi i przyjechać do niej. Wezmą ślub kościelny i  wspólnie zamieszkają.
Dziewczyna podświadomie miała to na uwadze, że mężczyzna, na którym zaczęło jej bardzo zależeć,  nie musi, ale może nagle zmienić zdanie i zakończyć z nią znajomość z obawy, że jego rodzice nie zgodzą się na ślub z nią.
Przerażało ją, że kiedy Marek stanie przed ostatecznym wyborem – małżeństwo z nią albo jego rodzice – wybierze rodzinę i straci go bezpowrotnie. Z drugiej zaś strony wiedziała dobrze, że chłopak nigdy nie rzuca słów na wiatr i to, co powie, nie będzie gruszkami na wierzbie. Zawsze potwierdzał swoje obietnice dane Jagodzie czynami.
Dziewczyna zdawała sobie sprawę, jak bardzo Marek na wsi, w gospodarstwie rolnym i leśnictwie miał związane ręce. Musiał sam się z tym uporać, daleko od niej. Jagoda mogła tylko na odległość dodawać mu otuchy i pocieszać go.  
Matka Jagody obserwowała, jak ogromnie jej córka jest szczęśliwa,  pierwszy raz w życiu. Jednak nie podzielała do końca jej entuzjazmu. Próbowała nawet skutecznie przemówić dziewczynie do rozsądku, aby nie śpieszyła się z wyjściem za mąż. Powodem tego był strach o to, że Jagoda nigdy nie zostanie zaakceptowana i przyjęta do rodziny chłopaka jako jego prawowita żona. Kobieta odradzała córce małżeństwo z Markiem, lękając się również, że w razie rodzinnych konfliktów, on nie stanie w jej obronie. 
Jagoda natomiast powtarzała mamie, że Marek przeprowadzi się do miasta. Jeżeli jego rodzice nadal będą przeciwni i nie zmienią zdania, stracą przez swój głupi upór kontakt z synem.
Po niedługim czasie chłopak napisał maila do Jagody, że udało się mu porozmawiać z ojcem i przyjadą do niej obydwaj przed Wielkanocą. Jego tato chce ją poznać  i porozmawiać z jej rodzicami. Wieść o trzecim spotkaniu z ukochanym sprawiła dziewczynie wielką radość, ale i zarazem ogromny stres przed poznaniem ojca Marka.
Po raz pierwszy w życiu Jagoda poprosiła swoich rodziców, aby rozmawiając z jej przyszłym  teściem, przekonali go o tym, że syn dobrze podjął decyzję. Na przekór wszelkim przeciwnościom oboje będą szczęśliwi po ślubie.
Jagoda miała teraz mnóstwo czasu na rozmyślanie i analizowanie.
Marek był zupełnie inny od tych wszystkich, którzy tak bardzo ją rozczarowali  i zawiedli. Na pierwszy rzut oka spostrzegła to w Marku, że nie naciskał jej na pocałunki, pieszczoty, seks. To właśnie sprawiło, że chętniej wtuliła się w jego objęcia. Dziewczynie przyszła ochota na czułość. 
Przyłapując się na tym, musiała się powstrzymywać, aby nie pomyślał sobie, że jest zbyt łatwą pod tym względem. Bardzo chciała jak najlepiej wypaść. Nie wiedziała, co się z nią działo.
 

niedziela, 26 listopada 2023

Cienie i blaski rozdz. 77

 

Jagoda i Marek pojechali autobusem do miasta na deptak. Między nimi ponownie zapadła głucha cisza. Chłopak w mieszkaniu wykorzystał nieobecność dziewczyny, chowając w kieszeń fraka sylwestrowy szampan. Teraz on był myślami gdzieś daleko od niej. A Jagodzie bardzo zależało, aby flaszka została w domu.  
 Dziewczyna domyślała się, że Marek ma jakiś problem, o którym nie wiedziała.
W gruncie rzeczy wypaliła jak rakieta z tymi tańcami w Sylwestra. 
- Wiesz co, nie przejmuj się tak bardzo tym, że nie potrafisz tańczyć. Jeśli będziesz się źle czuł na deptaku wśród bawiących się sylwestrowiczów, to wrócimy od razu do domu  — Jagoda uśmiechnęła się do chłopaka.
  - Idziemy, ale jak ci podepczę paluszki u stóp, to nie mów, że cię nie ostrzegałem — odparł Marek.
Na miejscu grał jakiś didżej,  a obok niego drugi beatbox — ował.
Ciemnowłosy młody mężczyzna ze srebrną grzywką nad czołem ujął delikatnie dłoń Jagody. Przyciągnął ją bardzo blisko do siebie, objął w talii i przytulił. Powoli zaczęli obracać się wokół niezdarnie.
Dziewczyna,  podobnie jak Marek, nie potrafiła wywijać na parkiecie. Była zaskoczona w tym samym momencie, bo nie ogarniał jej żaden niepokój. Było jej całkiem przyjemnie, gdy stojąc tak,  przebierała nogami w tym samym miejscu wraz z tym jednym, jedynym prosto ze snów. Patrzyli sobie prosto w oczy, nic nie mówiąc.
Zanim się spostrzegli była już północ. Ktoś z mikrofonu odliczał od dziesięciu do jednego początek Nowego Roku. Na rozgwieżdżonym niebie wybuchły i rozbłysły pierwsze pióropusze kolorowych rac. Marek przypomniał sobie o butelce w kieszeni za pazuchą.  Nie zwlekając długo, wyciągnął szampana.
- To teraz pozwól, że wypijemy toast! — zawołał entuzjastycznie.
Jagoda stała cała struchlała,  w wielkim szoku. 
- Nie, tylko nie alkohol! Proszę, nie psuj nam Sylwestra! — wręcz błagała.
Marek,  widząc jak bardzo  zapłakana dziewczyna stoi przed nim, schował z powrotem szampana w kieszeń za pazuchą.
- Co się z tobą dzieje? O co chodzi? — dociekał. To tylko symboliczny szampan — tłumaczył.
Upłynęło trochę czasu, zanim Jagoda się uspokoiła, przestała się trząść jak osika i łkać.
- Nie znoszę alkoholu! I nie znoszę, jak ktoś pije! Teraz rozumiesz?  — odrzekła. Marek w dalszym ciągu nie pojmował, o co chodzi.
- Zazwyczaj nie piję alkoholu. Może raz się upiłem z chłopakami, w lesie, po pracy, ale miłośnikiem promili naprawdę nie jestem — przekonywał Jagodę.
- Jeżeli mam być całkiem szczery,  to od czasu do czasu lubię wypić piwo, ale po wypiciu nie jestem ani agresywny, ani upierdliwy. Bardziej robi się ze mnie zgrywus. Albo kładę się spać — zakończył.
- Hmm — odrzekła Jagoda, osuszając swoją twarz z łez chusteczką Marka.
- Ok, rozumiem, ale to, co ze mną się dzieje na widok i zapach jakiegokolwiek alkoholu, jest ode mnie silniejsze. To nie jest moja wina, taka po prostu jestem — przekonywała Jagoda.
- Już dobrze, chodź tu do mnie  — Marek rozpostarł ręce przed Jagodą.
- Nie bój się, co by się nie wydarzyło, krzywdy ci nie zrobię. Jestem tu z tobą po to, aby cię chronić.
Jagoda nieśmiało pozwoliła mu się objąć, ponownie wtuliła się,  w uścisku męskich ramion poczuła się pewnie i spokojnie. Było już około pierwszej po północy, spacerując po rynku, nie śpieszyli się nigdzie.
- To teraz wyjaśnij mi,  dlaczego byłeś przedtem nieobecny i niezbyt rozmowny w autobusie — zagadnęła Marka znienacka.
- Ja? A tak, przepraszam cię. Chodzi o to, że po naszym pierwszym spotkaniu rozmawiałem w domu z ojcem. Mówiłem mu o tobie, że bardzo mi się podobasz.
- I co? — pytała Jagoda.
- A, szkoda gadać. Pokłóciłem się z nim — odparł smutno.
- Jak to? Dlaczego? Przeze mnie?  — zaniepokoiła się Jagoda.
- Nie przez ciebie, a raczej o ciebie, bo ojciec zaczął mi opowiadać głupoty.
- Jakie głupoty?  — dociekała dziewczyna.
- Usiłował mi wmówić, że możesz być panną z dzieckiem lub rozwódką i to mnie wkurzyło.
- Nie byłam nigdy  mężatką ani nie mam dzieci  — zaprzeczała Jagoda.
- Wiem —   Marek uśmiechnął się do Jagody.
 

Windą do raju 15

  Sonia, drugi dzień nie odzywała się do męża, nie lubiła strzelać fochów przed Arturem. Przez napaść i rękoczyny, jakich się dopuściła Bian...