sobota, 26 sierpnia 2023

CIENIE I BLASKI rozdz.1

 

Wiek trzynastu lat, jak wydawać by się mogło, jest najpiękniejszym w życiu nastoletniej dziewczyny.
Jagoda była nastolatką o bardzo długich i gęstych włosach, lekko opadających i falujących, sięgających poniżej pośladków, o kolorze ciemny blond. Zwykle wydawała się nieco starsza, aniżeli była w rzeczywistości, ponieważ zbyt szybko nabrała kobiecych krągłości. Jej mały, zgrabny nosek był lekko zadarty, a oczy miała zielone. Jej najbardziej charakterystycznym znakiem rozpoznawczym był duży biust. Odkąd sięgnąć pamięcią, zawsze wyróżniała się  tym atutem wśród swoich rówieśniczek. Na widok Jagody większość dziewczyn wołała „cycata!”. Z tego powodu postanowiła, już w wieku jedenastu lat,  ubierać się w szerokie jak worek bluzy i sweterki. Wydawało jej się to dobrym sposobem na ukrycie przed ludźmi i całym światem swojego obfitego biustu. Drażniło ją, że znajomi i sąsiedzi jej rodziców, patrząc na nią,  uśmiechali się pod nosem i mruczeli coś w stylu:
„Jagódka Zawadzkich wyrasta na niezłą dżagę!”. 
Im starsza była, tym częściej przyłapywała mężczyzn na tym, że pożerali ją wzrokiem.
—O co właściwie im chodzi?— zastanawiała się niejednokrotnie. Był w tym pewien problem, bo w domu ojciec objął zakazem  zadawanie niewłaściwych pytań. Także z matką nie było wolno Jagodzie poruszać tematów chłopców, seksu, czy też ogólnie  dojrzewania. Coraz bardziej potrzebowała mieć kogoś zaufanego, z kim mogłaby o tym porozmawiać szczerze i otwarcie. Sęk w tym, że w jej pobliżu nikogo takiego nie było. Coraz częściej potrzebowała pomocy w dotarciu do wiedzy. Ta nieświadomość i dziwne zachowanie starszych od niej chłopców, a przede wszystkim dorosłych osób, powodowało, że sama coraz bardziej popadała w kompleksy,  przyglądając się własnemu odbiciu w lustrze.
Wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane po świeżej przeprowadzce. Tu, w Nadróżu, była bardzo blisko szkoła podstawowa. Był też dworzec kolejowy. Dziewczynie nawet bardzo się spodobała przeprowadzka do tej miejscowości. 
Jedyne, co nie przypadło jej do gustu, to pijalnia piwa za ścianą nowego domu.
Dzień i noc pełno dziwnych typów i pijaków kręciło się wokół małego podwórka. Ciągłe wrzaski, niecenzuralne wysławianie się i awantury nieraz przyprawiały dziewczynę o gęsią skórkę, a włos  jej się  jeżył na głowie. Ojciec ciągle w dalekich i długich delegacjach służbowych. Był jednocześnie kierowcą autokaru i przewodnikiem zagranicznych wycieczek i biegle władał językiem angielskim. Matka pracowała jako kelnerka w restauracji.
Ona,  nowa w całej okolicy i w szkole, wzbudzała wokół zainteresowanie, ale równocześnie szybko okrzyknięto Jagodę wieśniarą z prowincji. Próbowała szczerze zaprzyjaźnić się z kilkoma dziewczynami o rok młodszymi od siebie, ale nastolatki były zbyt wyniosłe. Zamiast miło  spędzać z nią czas na lodach i bawić się beztrosko, wolały dogryzać Jagodzie przy każdej nadarzającej się okazji. Dziewczyna czuła, że nie pasuje do ich świata. Z tego powodu systematycznie zaczęła się usuwać z ich pola widzenia, co oczywiście zostało przez młodsze koleżanki odebrane jako tchórzostwo ze strony prowincjuszki. Jagoda nie znosiła ich przesadnego przechwalania się.
Jej izolowanie się  od młodzieży sprawiło, że stała się zamkniętą w sobie samotniczką.
Po jakimś czasie zorientowała się, że ktoś obserwuje ją zawsze w drodze ze szkoły do domu. Był to chłopiec młodszy od niej o trzy lata. Natrętnie gapił się,  skradając się krok w krok.
Miał blond czuprynę, proste włosy i piwne oczy. Był jeszcze dzieciakiem, ale niebrzydkim.
Któregoś dnia, siedząc na placu zabaw i jedząc z wilczym apetytem kanapkę, nagle pierwszy odezwał się do Jagody.
– Pójdziesz ze mną na lody?
Jagoda zdążyła przejść obok niego. Odwróciła się i nie widząc nikogo innego oprócz małego chłopca, zapytała:
— Sorry,  do mnie mówisz?
- A widzisz tu kogoś innego? — roześmiał się chłopak.
- Nie.
- No to jak… idziemy na lody? — powtórzył.
- Ja,  z tobą? A ile ty masz lat?
- Dziesięć. A co ci nie pasuje?
- Hmm... — popatrzyła na twarz chłopca. Chwilę się zastanowiła. Przecież to dzieciak.
Co mi szkodzi. Ani to randka, ani spotkanie przyjacielskie. Skoro jest wobec mnie miły,  kulturalny i zaprasza mnie na lody.
- Ok. Jak masz na imię? — zapytała.
- Marcin. A ty?
– Jagoda. A nie przeszkadza ci, że jestem starsza?
- Nie.
- Ty zawsze tak sama? Nie masz koleżanek? Nie masz chłopaka?
– Nie mam koleżanek, bo są głupie i wredne. A chłopaka nie mam, bo nikt mi się tutaj nie podoba. Jasne?! — dziewczyna szybko urwała temat.
- To ze mną podobnie,  mnie wszyscy odpychają, bo jestem mały.  Mam brata, ale jest o dziesięć lat starszy.

Popołudnie upłynęło nie wiadomo kiedy. W ogóle nie odczuli tej różnicy wieku.  Dziewczyna straciła poczucie czasu w towarzystwie młodszego od siebie kolegi.
Jagoda wróciła do domu w dobrym humorze. Pierwszy raz w nowym miejscu ktoś nie wymądrzał się, nie wytykał Jagodzie niczego palcem i nie wyśmiewał jej wyglądu.

piątek, 25 sierpnia 2023

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 35

 Zawsze z rana, gdy przy porannej toalecie spoglądała w odbicie lustra, widziała przed sobą kogoś z nałożoną na twarz maską tchórza. Stawała się takim samym tchórzem jak Patryk, uwięzionym we własnych niepokojach o jutro, rozterkach i bezradności. To nie był koniec tego, co zesłała jej proza życia. Pewnego dnia w przedpokoju zadzwonił domofon. Matka dziewczyny podeszła do aparatu i odebrała go. Po chwili kobieta zapytała córkę:
— Spodziewasz się gościa?
- Nie — odparła Laura, z zaskoczenia robiąc wielkie oczy.
- Jakaś dziewczyna o ciebie pyta. Chce z tobą porozmawiać.
- Może to ktoś z CB-radia, mamo?
Kobieta odrzekła:
— Proszę wejść, otwieram.
Po chwili pojawiła się ciemna blondynka, krótko ostrzyżona, szczupła. Laura, widząc ją pierwszy raz, nie miała zielonego pojęcia, o co jej chodzi. W ręku trzymała czerwoną różę.
- Cześć! — nieznajoma podała dziewczynie rękę na przywitanie.
- Przepraszam, ale ja cię zupełnie nie znam — odrzekła zdziwiona Laura.
- Nic nie szkodzi, ważne, że ja cię, Lauro, bardzo dobrze znam — uśmiechnęła się do niej.
- A mogę wiedzieć skąd? — dociekała dziewczyna.
Nieznajoma wygodnie usadowiła się na drugim fotelu obrotowym i odezwała się:
- Nie wiem doprawdy, od czego zacząć…
- Najlepiej od samego początku — poradziła Laura.
- A więc dobrze. Właściwie przyszłam tu nie tylko w swojej sprawie, to dotyczy także Patryka i ciebie, waszego związku. On nadal bardzo pragnie być z tobą, nie może o tobie zapomnieć. Wiem, to ciągłe wtrącanie się jego rodziny w wasze sprawy i jego nagłe odejście od ciebie… rozumiem, że bardzo głupio wyszło...
- On ci o wszystkim z detalami opowiedział?! — Laurę zamurowało z wrażenia.
- A to świnia do kwadratu! Wybacz, ale nie rozmawiam z obcymi ludźmi o swoim życiu osobistym — dziewczyna krótko ucięła temat.
- Chcesz się z nim spotykać, to bardzo dobrze, nie mam nic przeciwko temu. Jeśli cię w tej chwili przysłał do mnie z tą różą od siebie, to przekaż mu, proszę, ode mnie, żeby sobie ją najlepiej wsadził tam, gdzie słońce nie dochodzi — rzekła do nieznajomej.
- Nie chcę niczego od niego i jego też. Nie chcę więcej go znać! Po prostu nienawidzę Patryka, gardzę nim, rozumiesz?! Z oczu Laury znów obficie polały się łzy, kiedy wykrzyczała to prosto w twarz swojemu gościowi.
- Nie, nie! — zaprzeczyła tajemniczo obca dziewczyna.
- To nie prawda, że on mnie przysłał do ciebie, przyszłam do ciebie z własnej inicjatywy, on nic o tym nie wie. Natomiast ten skromny kwiatek zostawiam ci na przeprosiny i proszę cię, abyś mi wybaczyła to, jak kiedyś okropnie się wobec ciebie zachowałam, to, jaka byłam podła. Ogromnie tego żałuję. Z tego powodu po dziś dzień jest mi niezmiernie przykro.
Laura z początku nie pojmowała zupełnie, o czym ona mamrocze do niej, czuła się jakby była w letargu. Nieznana jej dziewczyna wyciągnęła z kieszeni jakąś wizytówkę i zaczęła nawijać Laurze o jakimś zgromadzeniu, namawiając ją na skorzystanie i aby przyszła tam z kimś z najbliższych.
- Nie, dziękuję, nie skorzystam — odmawiała Laura, intuicyjnie wyczuwając w tym jakiś podstęp. — No nic, na mnie już czas. Spojrzała na zegarek na lewym ręku.
— Jak zrobisz, twoja sprawa, ale gdybyś się namyśliła i w ostatniej chwili zdecydowała przyjść, to będzie mi bardzo miło widzieć cię ponownie. Zostawiam ci tę wizytówkę, tu, na biurku. Po czym wstała, pożegnała się i wyszła. Dopiero teraz Laura zaczęła kojarzyć fakty.
W uszach zabrzmiały Laurze tamte obelżywe słowa pod jej adresem, wszystkie groźby wraz z nasłaniem radiowozu policyjnego za przetrzymywanie Patryka siłą w jej domu. Wiedziała już, kim była ta dziewczyna. Do pokoju dziewczyny przyszła matka.
- Kto to był? — zapytała.
- Nie przedstawiła się, mamusiu, ale to była siostra Patryka. Przyszła naprawić to, co między mną a Patrykiem udało się im zniweczyć. Przepraszała mnie i prosiła, abym pozwoliła Patrykowi wrócić do siebie — opowiedziała córka w skrócie.
Kobieta, wysłuchawszy tego, szybko zbliżyła się do okna w kuchni, które wychodziło na ulicę, i na dole spostrzegła jeszcze Patryka w towarzystwie tej samej dziewczyny. Po chwili wróciła do pokoju córki.
- On był razem z nią, ale tutaj nie przyszedł, stał chyba pod drzwiami naszego mieszkania. Na początku jesieni dwa tysiące drugiego roku Laura wraz z rodzicami zmieniła miejsce zamieszkania. Nikt niemile widziany nie nachodzi jej i nie zakłóca spokoju w jej domu, nie atakuje głuchymi czy napastliwymi telefonami po nocach, strasząc policją.

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 34

Im dłużej Laurę nękały najścia Patryka i wciąż powracające wyrzuty sumienia, tym częściej w każdym mężczyźnie widziała wyłącznie oszusta matrymonialnego. Ogromnie cierpiała z tego powodu, że nie jest już jak dawniej tą samą młodą dziewczyną - otwartą, taką, która potrafiła bez problemu zaufać nowo poznanemu facetowi. Ta blokada uniemożliwiała dziewczynie odbudowanie własnych marzeń z gruzów i popiołów oraz ich spełnienie. A tęsknota za czymś, co nie istniało w rzeczywistości, zżerała ją od środka. Coraz bardziej i bardziej, jakby była na bezludnej wyspie, spragniona miłości, jak roślina bez wody rosnąca w słońcu prażącym jak ogień! Umierała! Mijał już piąty rok od tej niefortunnej znajomości z Patrykiem. Mówią, że słowa o wiele mocniej ranią niż czyny, a upływający czas leczy rany. Laura nie do końca się z tym zgadzała. Złamane serce i dusza co prawda zabliźniły się, ale wystarczyło nagłe poruszenie tematu byłego chłopaka, a już czuła, jakby ktoś szponami rozdzierał na wylot jej krwawiącą ranę. Nie była w stanie z nikim spokojnie rozmawiać na temat swojego życia osobistego i problemach z nim związanych. Laurze ciężko było przestawić się, więc tłumiła wszystkie frustracje, spychając to gdzieś w zakamarki swojej podświadomości. Do tego pojawił się dziwny lęk przed tym, że cała historia sprzed lat może się nagle powtórzyć, dlatego unikała randek z mężczyznami. Dziewczynę panicznie przerażało spotkanie z płcią przeciwną na stopie koleżeńskiej. Przez to coraz trudniej było jej zawrzeć znajomość z innym mężczyzną. Nie chciała znowu wyjść na idiotkę, popełniając te same błędy. Wybierając z ogłoszeń towarzyskich osoby i za każdym razem pisząc do nich pierwsze listy, z góry zakładała, że nie dostanie żadnej odpowiedzi, a nawet jeśli otrzyma, to wszystko się skończy co najwyżej na dwóch, trzech listach. Sama nie wiedziała dlaczego. Faktem było, że miała opory, by napisać obcemu chłopakowi od razu całą prawdę o sobie. Laura nie zamierzała nikogo w ten sposób oszukać. Dziewczyna była przerażona wizją kolejnego uczuciowego zaangażowania, choć w głębi serca bardzo pragnęła, by w przyszłości ktoś ją zaakceptował taką, jaką jest, i pokochał bezinteresownie. To wszystko stawało się dla niej wciąż powracającą obsesją w najmniej spodziewanych chwilach, wzbudzającą w niej wewnętrzną panikę – myśl, że gdyby nawet spróbowała kogoś poznać po raz kolejny, to rodzina tego człowieka znów nie zaakceptuje jej u jego boku, a już na pewno nie przyjmie z otwartymi ramionami do swojego rodzinnego grona. Potajemnie pragnęła, by na jej drodze życia pojawiła się sierota z byłego domu dziecka, która pragnie z całego serca i z głębi duszy stworzyć z kimś rodzinę. Jednak tam, u góry nie miała chyba zapisane w Księdze Wieczności takiej osoby, bo jak dotąd nie napotkała nikogo takiego. W samotności miała mnóstwo czasu na różne przemyślenia na ten temat. Z dnia na dzień stawało się to beznadziejnie powtarzalnym scenariuszem.

środa, 12 lipca 2023

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 33

 

Chłopak przysiadł się do Laury i zaczął od nowa znajomo bałamucić. 

   - Jestem bardzo samotny, moje życie przypomina piekło na ziemi.
- A moje życie z tobą wydawało się piekłem przez brak szacunku i wtrącanie się twojej rodziny. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego i nie chcę więcej telefonicznych wyzwisk  pod moim adresem o różnych porach dnia i nocy —  przerwała mu dziewczyna.
Patryk milczał przez chwilę ze spuszczoną głową. 

-  To może zostańmy chociaż dobrymi przyjaciółmi?
- Błagam cię! Proszę! Ujął dłoń Laury w swoją dłoń i delikatnie pocałował. Z obrzydzeniem wyrwała swoją prawą rękę spod jego ust.
- O nie! Na to jest stanowczo za późno! To, co czułam do ciebie najszczerszego i najpiękniejszego,  zostało zbrukane i zrujnowane z premedytacją przez ciebie i twoją rodzinę! Mówiłam ci kiedyś, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden, jedyny krok. Sam doprowadziłeś do tego! Nienawidzę cię!  Wzbudzasz we mnie wstręt! —  krzyczała Laura.
- A o twojej rodzinie to już nie wspomnę, wprost brak mi słów. Na tyle krzywdy, co wyrządziliście mnie i moim rodzicom! Nie uwierzę ci w ani jedno słowo! Nie próbuj mnie nigdy więcej urobić sobie, mydląc mi oczy ckliwymi słówkami i szantażem. Nie będziemy nigdy razem. Po co było przez tyle czasu odstawiać przede mną, moimi rodzicami i wszystkimi innymi taką szopkę?!

 Kiedy dziewczyna zamilkła, Patryk po tak dosadnej wypowiedzi Laury, nie dawał za wygraną. Bardzo głęboko odetchnął i rzekł:

 —   Głównie chodziło mi o to, aby wyrwać się z własnego domu. Najlepiej odpowiadało mi bycie z tobą bez zawierania związku małżeńskiego. Chciałem być z tobą bez żadnych zobowiązań, odpowiedzialności, bez dzieci. To tylko skomplikowałoby całą sytuację życiową. Chciałem zostać twoim utrzymankiem.
Laura znów nie wierzyła własnym uszom. Narzeczony wprowadził ją w zdumienie. 
- Nie! Nie wierzę, mam do czynienia z oszustem matrymonialnym! Kręciła głową, patrząc na chłopaka. Przynajmniej teraz była pewna, że nie kłamał.
- Ale jedno, co w tym wszystkim było, jest i będzie zawsze prawdą,  to właśnie to, że bardzo cię kocham  —  nagle Patryk wyznał Laurze. Na tym skończył swoją przemowę.
- Nie igraj z ludzkimi uczuciami i nie szargaj kobietami nigdy więcej, bo nic nie jest cię w stanie rozgrzeszyć. Mówiąc to, Laura się popłakała. Patryk ukląkł przed nią.
- Lauro, wybacz mi i wróć, błagam! —  wykrztusił z siebie.
Wolę zgnić w samotności, niż być z tobą! Wynoś się, sukinsynie! Raz na zawsze, won!  —  wrzeszczała dziewczyna.
- Nie! Proszę, tylko nie to! —  błagał Patryk.
- Wynocha! Tam są drzwi! —  nie wytrzymała nerwowo. Ojciec dziewczyny przysłuchując się za drzwiami bardzo głośnej awanturze między młodymi, pokręcił głową i wymachując rękami, schował się w swoim pokoju. Chłopak wytrzeszczył szeroko oczy, popatrzył na Laurę, bo nigdy nie widział jej takiej wzburzonej. Nie wierzył w to, że mogła być zdolna do czegoś takiego. Spuścił głowę i wyszedł. 

Laura również nie poznawała siebie, wcześniej zawsze panowała nad własnymi emocjami. Nie zdarzało jej się przeklinać, zawsze była spokojna z natury. Dopiero teraz uświadomiła sobie po raz pierwszy, ile Patryka mogło kosztować, by odważyć się i przyznać otwarcie przed nią do winy. Niewątpliwie musiał ją bardzo kochać, skoro wyznał całą prawdę. Niestety dziewczyna nie potrafiła ani mu przebaczyć, ani tym bardziej wymazać z pamięci wszystkiego, co zaszło między nimi. Kiedy matka wróciła z pracy, było już po fakcie. Ojciec Laury powiedział: 
 —  Żałuj, że ciebie tu nie było. Zobaczyłabyś naszą jedynaczkę w akcji bojowej. Po czym się roześmiał.
- Inaczej z Patrykiem nie dało się rozprawić —  tłumaczyła im córka. Mam nadzieję, że moje ostatnie słowa powstrzymały skutecznie tę jego natrętność!

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 32

Co jakiś czas, w najmniej spodziewanym momencie, zaczęły Laurę nękać telefony od Patryka. Bardzo namolnie dociekał, czy nadal jest samotna, czy z kimś się spotyka. Matka, aby zaradzić problemom córki, zastrzegła numer telefonu. Jednak to nie przyniosło długotrwałego rezultatu — chłopak nadal zachowywał się jak natręt. Licząc na nieobecność rodziców Laury, pojawiał się w Felinie. Patryk nachodził Laurę, chcąc przez domofon nawiązać z nią rozmowę. Ona niczego się nie spodziewając, podchodziła do domofonu i pytała:
— Kto to? Przypuszczała, że to może być tylko listonosz lub ktoś, kto roznosi reklamy. Patryk wtedy jakby nigdy nic się nie stało, próbował za wszelką cenę nawiązać kontakt z Laurą po to, by go wpuściła do mieszkania. Ona rozpoznając jego głos, za każdym razem czuła, że coraz bardziej cierpi. Każda chwila, każda godzina spędzona z Patrykiem, jeszcze sprzed roku, dwóch lat na samą myśl sprawiała mnóstwo bólu. Odkładała bez słowa słuchawkę domofonu, ale Patryk za dwa, trzy miesiące znowu się pojawiał. Nic nie wskórała za pomocą próśb i tłumaczenia, że nie ułatwia jej dojścia do siebie. Błagała go wręcz o to, żeby zostawił ją w spokoju. Nocami rzewnie płakała i zasypiała na poduszce przesiąkniętej łzami. W dzień ukrywała własne rozterki przed matką i ojcem, nakładając na twarz maskę błazna. Trwało to tygodniami, miesiącami, latami.

Aż pewnego dnia Patryk pojawił się przy domofonie i nacisnął na nim przycisk trzydzieści jeden. Laura była w mieszkaniu z ojcem. To on sięgnął po słuchawkę. Nie rozpoznał głosu Patryka. Po wymianie tych paru słów rozległ się dzwonek. Mężczyzna otworzył drzwi. Dopiero kiedy wpuścił go na klatkę schodową, powiedział :
— Idzie jakiś Patryk.
- Po co mu otworzyłeś, to Patryk ze Świdnika! Dlaczego nie powiedziałeś mi, zanim go wpuściłeś, że to Patryk?! — odrzekła z pretensją córka.
- Wrobiłeś mnie w spotkanie z nim oko w oko! Po co?! Po wymianie tych paru słów rozległ się dzwonek. Mężczyzna otworzył drzwi, przekonując po cichu dziewczynę, że teraz nie wypada nie otworzyć Patrykowi. Chłopak wszedł do środka i zapytał:
— Czy mogę porozmawiać z Laurą? Mężczyzna pokiwał potakująco głową.
Patryk zapukał do drzwi pokoju dziewczyny. Laura czuła, że do oczu napływają jej łzy.
- Otwarte! — odpowiedziała.
- Hi! — przywitał się niemile widziany przez nią gość.
- Jak śmiesz do mnie przychodzić po tym, jak pozwoliłeś mnie tak poniżyć jako kobietę przez swoją matkę, siostrę i obcego mi faceta?! Czemu tak mnie nieustannie gnębisz?!

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 31

- Mam problem z oddaniem ci tego łańcuszka zaręczynowego — wyznał Patryk.
- Lepiej mnie nie wkurzaj! Nie obchodzi mnie to, co z nim wcześniej zrobiłeś, i skąd go wytrzaśniesz! Masz mi zwrócić ten sam! Kapujesz?! Nie zmieniłam zdania i w dalszym ciągu, jak go dobrowolnie nie zwrócisz, spodziewaj się policji w swoim domu — strofowała go Laura.
- Dobrze, dobrze, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by go dla ciebie odzyskać — prosił wystraszony chłopak.
Minęły cztery miesiące, odkąd przywłaszczył sobie zaręczynowy łańcuszek. Dziewczyna już zwątpiła w to, że go odzyska. Tak naprawdę zgubiła adres domowy Patryka. Blefowała, grożąc byłemu narzeczonemu. Spodziewała się, że na dystans może to nie poskutkować.

Po upływie tych kilku miesięcy nagle w przedpokoju zadźwięczał domofon, odebrała go matka dziewczyny.
- Tak, słucham — powiedziała do słuchawki.
- Już otwieram.
- Kto to, mamo? — zapytała Laura.
- Chyba Patryk z łańcuszkiem — odrzekła kobieta.
Za moment rozległ się dzwonek. Kobieta szybko podeszła i otworzyła drzwi. Laura słyszała z własnego pokoju tylko zdawkową wymianę zdań.
- Dzień dobry!
- Proszę wejść do środka — zapraszała mama dziewczyny, po czym podziękowała i zamknęła drzwi z powrotem. Wróciła do córki, trzymając w ręku złoty łańcuszek z medalikiem Matki Boskiej. Ten sam, który kupiła dla niej wraz z ojcem u jubilera na zaręczyny. Założyła go córce na szyi.
- To był Patryk z jakimś mężczyzną — powiedziała do dziewczyny.
- Ten sam, który zrobił nam w domu najście z jego matką? — dopytywała się Laura.
- Nie, to był inny facet, pierwszy raz widziałam go na oczy. Może to był ojciec Patryka, bo byli do siebie podobni. Zapraszałam ich do środka, ale Patryk nie chciał wejść i oddał mi ten łańcuszek.
- Hmm... — odetchnęła bardzo głęboko dziewczyna, uśmiechając się do swojej matki.
- To jesteśmy kwita.
Ogromnie się myliła, zakładając z góry, że zamknęła raz na zawsze pewien rozdział swojego życia związany z człowiekiem, który wraz ze swoją rodziną przysporzył im wszystkim tyle stresujących perypetii. W gruncie rzeczy była przekonana, że w życiu przenigdy nie chciałaby mieć za teściową taką wiedźmę jak Kryszakowa ze Świdnika. Ona sama, jak i rodzeństwo Patryka na samą myśl wzbudzali w Laurze niechęć. Nadal bardzo trudno było dziewczynie pogodzić się z faktem, że przewidując rozwój sytuacji, mówiła Patrykowi, co się stanie. A on ją ni stąd, ni zowąd porzucił. Faktycznie los biedaczki bez marzeń, które od najmłodszych lat tak skrzętnie pielęgnowała i strzegła jak sekretu, był niestety bez sensu. Dziewczynę nic nie cieszyło. Odejście Patryka spowodowało wielką eksplozję w świecie najskrytszych marzeń dwudziestoczterolatki.
Nastał wiecznie mroczny chaos i jedna wielka pustka. Trudno było się z tego otrząsnąć, równie trudno odnaleźć w otchłani prowadzącej prosto do samotności. Samotności, która tak naprawdę przerażała ją najbardziej ze wszystkiego. Niestraszne Laurze były: starość, choroby czy nawet własna śmierć. Wszystko była w stanie znieść cierpliwie, tylko nie życie w pojedynkę. To było ponad jej wytrzymałość, aby tę lukę w swoim życiorysie czymś zalepić, postanowiła poszukać nowych przyjaciół. Chciała koniecznie puścić to w niepamięć, ale z tym bywało różnie. Była przekonana, że kiedyś w końcu odetchnie od tego koszmarnego maratonu z przeciwnościami losu. Niestety, na ten moment nie było jej to pisane.

poniedziałek, 10 lipca 2023

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI rozdz. 30

Laura bardzo chciała zniszczyć wszystkie swoje zdjęcia zrobione z Patrykiem na zaręczynach. Rodzice byli temu przeciwni, dlatego że zrobienie ich i wywołanie było bardzo kosztowne. Dziewczyna prosiła matkę — mamo, zanieś ślubne obrączki do lombardu albo do skupu złota i srebra. Sprzedaj to albo niech złotnik przerobi je na coś zupełnie innego, proszę! Byleby nie były to obrączki ślubne.
- Ależ, córeczko, jeszcze kiedyś mogą ci się one przydać — przekonywała dziewczynę kobieta.
- Mamusiu, nawet jeśli wyjdę kiedykolwiek za mąż, choć nie sądzę po tym, co już przeżyłam, nie założę za Chiny ludowe tej ślubnej obrączki i nie będę nosić jej na palcu! Zrozum, nie mogę dłużej patrzeć na to złoto w takiej formie!
Matka jednak była innego zdania niż córka. Pewnej nocy nagle na biurku zadzwonił telefon. Laura zawołała do telefonu matkę śpiącą w drugim pokoju, budząc ją ze snu. Zaspana kobieta wstała po ciemku i truchcikiem podeszła do aparatu. Odebrała go zdziwiona, mówiąc — słucham.

Ze słuchawki dobiegał dosadny kobiecy głos z nieuzasadnionymi pretensjami. Kobieta po tamtej stronie aparatu telefonicznego nie dawała matce Laury dojść do głosu.
Laura od razu zorientowała się, że to ktoś z domu Patryka.
Matka dziewczyny z trudem powstrzymywała się od krzyku — nie, proszę pani, u nas Patryka nie ma od przeszło dwóch miesięcy. Wyczuwało się na dystans, że tamta kobieta jej nie uwierzyła.
- Dobrze. Bardzo proszę, my nie mamy nic do ukrycia — odpowiedziała matka Laury.
Rozmówczyni jeszcze przez dłuższy czas groziła jej przez telefon. Kobieta wyprowadzona z równowagi nie wytrzymała nerwowo i nawrzeszczała do słuchawki
— odczep się ode mnie i mojej córki! Ty rozhisteryzowana wariatko! Po czym kłapnęła słuchawką i zaświeciła światło. Na zegarze było pół godziny po północy. .
- To była matka Patryka? — zapytała ją zaniepokojona córka.
- Tak, właśnie za pół godziny ma przyjechać do nas policja w sprawie rewizji. Idę obudzić ojca.

Rozmowa telefoniczna w mgnieniu oka postawiła wszystkich na równe nogi. Ubrani siedzieli do godziny wpół do trzeciej nad ranem, czekając na radiowóz z policją. Żadni panowie funkcjonariusze się nie pojawili, ale matce Patryka udało się przeszkodzić wszystkim w spaniu.
Laura domyślała się, że Patryk wałęsa się nie wiadomo gdzie i z kim... skoro go nie było w Świdniku. Od Bajki z CB-radia dochodziły pogłoski, że poznał inną dziewczynę. Prawdopodobnie bałamucił nową ofiarę w identyczny sposób, ale Laurę to nie obchodziło. Dziewczynie zależało tylko na odzyskaniu złotego łańcuszka zaręczynowego. Aż wreszcie na CB-radiu usłyszała bardzo znajomą modulację, która wołała ją na kanale jedenastym.
- Szybko nacisnęła przycisk w mikrofonie i odrzekła — jest Amanda!
- Hi! Prawdopodobnie szukałaś mnie za pośrednictwem Dymszy, Zygusia i Rycha? — pytał, jak gdyby nic się nie stało Patryk.
-Tak, zgadza się. Przyjedź do mnie natychmiast i zwróć mi zaręczynowy łańcuszek! — rozkazała Laura głosem odznaczającym się dużą siłą wyrazu.
- Hm… wiesz, nie mam go teraz przy sobie, zostawiłem go u siebie w domu — odrzekł chłopak.
- Patryku, ja wcale nie żartuję, lepiej mi go zwróć, inaczej zadzwonię na policję i przyjadą po ciebie z kajdankami z zarzutem okradzenia mnie!
-Nie, nie zrobiłabyś mi tego nigdy! — uśmiechnął się ze zmieniającej liczebność skali esów Patryk. To oznaczało, że jedzie skądś mobilem.
- Znasz mnie i wiesz, że mówię do ciebie w tej chwili serio! Twoja rodzina straszy mnie i moich rodziców po nocach policją przez telefon za przetrzymywanie cię u nas siłą. To i ja mogę w ten sposób bronić się przed takim złodziejem, jak ty!
- Dobrze, przywiozę ci go. Po tych kilku słowach Patryk znów przepadł jak kamień w wodę.
Laura najbardziej obawiała się, że sprzedał go w lombardzie za marnych parę złotych. Po długiej ciszy znowu zadzwonił telefon na biurku. Podniosła słuchawkę i powiedziała — słucham.
- To ja — odezwał się Patryk.

Nieżyt dorosłości

  Nie każda matka jest matką. Nie każda miłość jest miłością macierzyńską, bo miłość Matki do dziecka bywa męczeńska. Można kochać nad ...