Sonia, debatując z myślami, stała odwrócona do okna. Nie zauważyła, że wpatruje się w smugi kropli na szybie okna. Na zewnątrz okna panowała ciemność.
Artur podszedł bezgłośnie z tyłu do żony, czule przytulił ją do siebie i niespodziewanie uniósł na rękach.
Sonia była tak zmęczona, wrażeniami dotychczasowymi, że usnęła mu w ramionach.
Artur, powoli i delikatnie przeniósł ją do łóżka. Położył ją, na łóżku ciepło otulając kołdrą. Sam przysunął, fotel wypoczynkowy usiadł sobie na nim obok żony. Nakrywając się czerwonym kocem w czarną kratę
nie mógł długo zasnąć. Wpatrywał się po ciemku w twarz żony, którą poślubił na przekór własnej matce.
Sonia w głębokim śnie pochrapując, jakby uśmiechała się przez sen.
Artur im dłużej wsłuchiwał się w pochrapywanie, tym bardziej nie chciało mu się spać. Jednocześnie miał ogromną ochotę pocałować Sonię w usta i zarazem nie chciał jej zbudzić pocałunkiem.
Pochrapywanie było niczym symfonia na dobranoc. Artur nie mógł się dłużej oprzeć, by nie pogłaskać po policzku Soni. W międzyczasie rozmyślał nad tym, że rozstał się w kłótni bez pożegnania z matką.
Nie miał zamiaru psuć atmosfery przed i po ślubie, opowiadając o wydarzeniach z domu rodzinnego podczas pakowania się i wyjazdu stamtąd.
Sonia była dla niego oazą spokoju, potrafiła go w mig wprawić w dobry nastrój. Nie ponaglając w niczym i nie dociekając na siłę, Starała się być wobec Artura wyrozumiała i cierpliwa.
Pozostawiała czas mężczyźnie na otworzenie się, w przestrzeni i na oswojenie się wzajemne przed sobą bez obaw w nowej sytuacji, na nowej drodze życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz