Trudno było otworzyć się nowożeńcom tak, żeby poznać się od święta i na co dzień.
Sonia uważała, że częściej powinien przejawiać inicjatywę mąż.
Artur ulegał pod wpływem spontaniczności i miał pełną głowę pomysłów.
Lubił zaskakiwać Sonię romantycznymi niespodziankami, a zamykał się w sobie.
Sonia, często przejmowała inicjatywę, żeby męża ośmielić do siebie.
Obawiała się, że może kiedyś przebrać miarkę z tym przejmowaniem inicjatywy. Była świadoma, że nie chce przecież narzucać się mężczyźnie, który nie był jej obojętny sercu.
Artur, ogólnie zapraszał żonę do restauracji, kupował kwiaty, zabierał ją na taniec Salsy w plenerze. Nieoczekiwanie zaskakiwał Sonię z propozycją w salonie z biżuterią, żeby wybrała sobie coś, co przypadnie jej do gustu.
Artur płacił kartą bankomatową za wybrany pierścionek lub bransoletkę. Sonia, przyozdabiając się w drogie błyskotki, promieniała z radości. Obcałowując swojego męża, śmiała się od ucha, do ucha.
Tańce, na które chodzili wspólnie, sprawiały im najwięcej przyjemności. Artur i Sonia po pewnym czasie zauważyli, że zawsze im mało i mało przebywania, sam na sam z sobą. Nie nudzili się z sobą ani nie czuli zmęczenia ciągłą swoją obecnością.
Gdyby nie ten ciągle dzwoniący telefon o każdej porze w dzień i w nocy do Artura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz