Dwunasty kwietnia, tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego roku. Z samego rana, po półtorej godzinie ćwiczeń na stacjonarnym rowerku, zjadła śniadanie i włączyła CB-radio.
Nie chciała być wywoływana wcześniej, ponieważ przeszkadzałoby jej to w codziennych obowiązkach.
W eterze rozmawiali stali bywalcy o ksywkach:
Dymsza ze Świdnika, Zygoś z Kaliny i Rychu z LSM-ów.
Zawsze o tej samej porze, o piątej rano do ósmej trzydzieści. — Laura wbreakowała się i grzecznie przywitała.
- O! Szkoda, że wcześniej nie było cię, Lauro, z nami — odezwał się rozmówca z Kaliny.
- A co takiego umknęło mojej uwadze? — zapytała zaabsorbowana dziewczyna.
-Dłuższy czas razem z nami, przy porannej kawie, gadał kolega z tej samej
okolicy co ja — odparł roześmiany Dymsza.
- My już stare konie, więc wypadałoby młodych z sobą zapoznać, żeby się zaprzyjaźnili! Kto wie, może z tego wyjdzie coś więcej? — dodał Zygoś.
Po chwili spróbował wywołać tajemniczego nieznajomego.
- Iwo, Iwo ze Świdnika! Iwo, Iwo ze Świdnika!— powtórzył.
- Jest Iwo! — odpowiadał ktoś gdzieś w szumach.
-To dobrze, że jeszcze jesteś, bo chciałbym ci przedstawić naszą koleżankę na CB- radiu, Laurę. Przedstawiam ci nowego rozmówcę, Iwo we własnej osobie.
Laura niczego się nie spodziewając, nie wiedziała, co odpowiedzieć. Dopiero co zerwała z chłopakiem po zaledwie tygodniu znajomości — który przejawiał wobec niej bardzo dużo agresji.
Z Mirkiem poznała ją znajoma o ksywce Wenecja. Chłopak był na CB -radiu u niej w domu.
Ta kobieta chciała ich za wszelką cenę wyswatać poprzez pogawędki.
Później ten chłopak zaczął przychodzić do Laury prawie codziennie. Na samym początku było bardzo fajnie.
Każde z nich czegoś nowego dowiadywało się o drugim. Laura pierwsza zaczęła odczuwać coraz bardziej, że coś się psuje między nimi, już po tygodniu poznawania się.
Mirek stawał się wobec niej coraz bardziej opryskliwy, chamski. W dzieciństwie stracił nagle ojca, który z niewiadomego powodu popełnił samobójstwo. Z ojczymem nie miał najlepszych relacji. Drugi mąż jego matki traktował go jak darmozjada i lenia, wyganiając go z własnego domu.
Chłopak miał na rękach liczne rany i blizny po cięciach żyletkami.
W głębi duszy to ją ogromnie przerażało, nie wiedziała, jak ma na to zareagować.
Wenecja przecież bardzo go chwaliła. Laura nie lubiła wścibiać nosa w cudze sprawy.
Wolała raczej być bierną słuchaczką zwierzeń Mirka.
Bezrobocie, trudno znaleźć w tych czasach dobrze płatną posadę na stałe, ale od czegoś trzeba zacząć. Ojczym załatwił mu u siebie posadę.
Pasierb stanowczo odmówił pójścia do pracy, twierdząc, że jest zbyt ciężka i pensje były zbyt skąpe.
Pokłócili się. Chłopak zdenerwowany włożył w pośpiechu kurtkę i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
Laura chciała jakoś go pocieszyć i dodać mu otuchy, gdy się pojawił. On, nie panując nad swoją wściekłością, krzyknął — Jesteś głupia! Zamknij mordę!
Pierwszy raz nie zwróciła na to bacznej uwagi. Na którymś z kolei spotkaniu zerwał się nagle z fotela stojącego naprzeciwko niej i zamierzył się prawą ręką, chcąc uderzyć dziewczynę prosto w twarz. Laura zacisnęła usta i zamknęła w obawie oczy.
Mirek, widząc przerażoną buzię dziewczyny, natychmiast opuścił rękę. Stojąc nadal nad nią, nachylił się i delikatnie pocałował ją w lewy policzek.
Zaskoczona otworzyła szeroko oczy.
- A to za co? Przecież chciałeś mnie uderzyć w twarz?!
- Nie, a skądże! Chciałem cię pocałować, bo już wchodzę. Uśmiechnął się.
- Kłamiesz! Przykro mi, ale musimy się rozstać w tej chwili! - odważyła się powiedzieć wprost.
- Jak to, dlaczego?! Przecież podobasz mi się, bardzo cię lubię. Mirek nagle wyskoczył z wyznaniami.
- Nie wątpię, Mirku, co mi z tego, że podobasz mi się wizualnie, jeśli nasze charaktery z sobą niestety nie współgrają. Na dłuższą metę groziłoby to wzajemnym znienawidzeniem się. Nie mogę być twoją dziewczyną na poważnie, ponieważ czuję, że zaczynam się ciebie coraz bardziej bać.
W ten sposób nigdy nie poczuję do ciebie czegoś więcej oprócz niechęci i strachu przed tobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz