środa, 22 listopada 2023

Cienie i blaski rozdz.74

 

Kiedy Marek pojawił się u progu drzwi dwudziestego trzeciego listopada, Jagoda już wiedziała, że to mężczyzna z powtarzającego się snu.
Tak samo wyglądał i tak samo był ubrany, ten sam wzrost, włosy z siwą łatką nad czołem.
Jagoda na widok mężczyzny oniemiała. Z wrażenia otworzyła szeroko oczy, nie dowierzała.
Nie, to nie dzieje się naprawdę! To on,  ubrany w kurtkę jeansową,  czarne spodnie, dokładnie jak we śnie.  Uśmiechając się, powiedział: — To ja,  Marek. 
Gość opowiadał głównie o swojej pracy, o tym,  jaką miał podróż.
Pewnie nic z tego spotkania nie wyjdzie – pomyślała Jagoda. Z drugiej strony Marek wydawał się bardzo nieśmiały. Dobrze, że nie był taki, że słowo trzeba było od niego kupić.
Siedzieli wspólnie, popijając herbatę i degustując  czekoladki z bombonierki, którą wręczył dziewczynie. Czekoladowe łakocie przypominały kształtem owoce morza. Jagoda bardzo się ucieszyła, bo uwielbiała czekoladę i morskie smakołyki. Jedna rzecz nie dawała dziewczynie spokoju, mianowicie szary garnitur w reklamówce. Co tu jest grane? — zastanawiała się, zerkając co chwila na całą zawartość garderoby. Nagle niespodziewanie zadzwonił telefon Marka. Chłopak omal nie spadł z krzesła, odbierając telefon.
— Tak, mamo,  na weselu u kolegi jest super.  Jak wrócę, wszystko ci,  mamuś,  opowiem. Wybacz, muszę kończyć, goście, no i zabawa trwa. No nie! Następny  maminsynek w kolejce!   — wykrzyknęła w duchu Jagoda.
- O jakim weselu mówiłeś swojej mamie? — zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Już wyjaśniam. W domu musiałem trochę naściemniać, bo matka goni mnie tylko do roboty. Nie byłoby mowy, żebym przyjechał do ciebie. Dlatego zabrałem z sobą ten paskudny garnitur i wymyśliłem, że jadę do kolegi, który się żeni  — zaspokoił ciekawość Jagody. 
Jagoda słuchała i śmiała się jednocześnie, ale i żal jej było Marka, że brakowało mu wiecznie czasu i swobody. Musiał ciągle kombinować.
- Bardzo chciałem spotkać się z tobą, poznać cię —  chłopak zapewniał dziewczynę.
Mimo że bardzo pragnął dłużej pobyć z Jagodą, bo ich znajomość zaczęła się rozkręcać w dobrym kierunku, to obawiał się ponownego telefonu od swojej matki. Chciał szybko wracać na wieś, żeby niczego nie podejrzewała. Po wyjściu Marka zapadła bardzo długa, głucha cisza.
Jagodę znowu nawiedziły  czarne myśli, że pewnie randka nie wypaliła jak zwykle, bo nie przypadła chłopakowi do gustu, a że był wobec niej bardzo kulturalny, to z pewnością nie chciał jej skrzywdzić. Ma po prostu poczucie taktu i delikatności. Chociaż chciała, to nie miała się do czego przyczepić. Żałowała tego śmiechu z zaistniałego incydentu podczas ich pierwszej randki.
Pewnie jej zachowanie zraziło do niej biednego chłopaka. Analizowała każdy swój gest i słowo wypowiedziane do Marka przez bitą godzinę. W końcu z zamyślenia wyrwał Jagodę dźwięk telefonu.
Był to SMS od niego. Napisał!
„Hej! Wracam do domu spóźnionym pociągiem. Opisz mi, proszę,  teraz swoje wrażenia z naszej randki”.
„A czy to ma dla ciebie jakieś  znaczenie? Przecież i tak dostałam od ciebie kosza” — odpisała Jagoda. 
Po chwili znów telefon w ręku Jagody się rozdzwonił. „Co takiego? Jaki kosz? Ja nie gram w żadną koszykówkę!” Takie było poczucie humoru u Marka. Jak się smucić w jego towarzystwie? Jagoda uświadomiła sobie właśnie w tej chwili, że nie potrafi się obrażać na takiego faceta, jak Marek.
Potrafił w mig przepędzić wszystkie czarne chmury znad jej głowy.

Brak komentarzy:

Nieżyt dorosłości

  Nie każda matka jest matką. Nie każda miłość jest miłością macierzyńską, bo miłość Matki do dziecka bywa męczeńska. Można kochać nad ...