poniedziałek, 14 lutego 2022

moonwalk

w zakamarkach ciszy
cienie tańczą moonwalk
wtul ucho wsłuchaj się
w afonię monotonii

bełkot wspomnień
brak wytchnienia chwili
od gwaru absurdów
czas w miejscu stoi

nie da się stłumić
piskliwy skowyt psi
na wylot przeszywa groza
i ten humor wisielczy

czy to bal przebierańców
a może stypa na halloween...
nie widać twarzy w ogóle
to nie jest żart ani zabawa

w ciuciubabkę przypomina
zabawę w berka albo pogoń
króliczka to nie koszmar
senny z którego zerwać się
można na równe nogi

decyzja

 

nie znasz mnie jeszcze
nie zwlekaj i poznaj
pozory mylą nie pożałujesz
sam się przekonaj
na zapas się nie bój
daj mi odrobinę czasu
i sobie jednocześnie
nie słuchaj podszeptów
podszepty to błędna
droga do obranego celu
nie słuchaj innych
wsłuchaj się w głos intuicji
ona ci podpowie najlepiej
jak przyjaciel od serca
to jest twoje życie
tylko ty możesz
podjąć decyzję
nikt inny nie powinien
do odważnych
świat należy

Ona Twoim niewypałem

Jaki jest sens jej istnienia?
Co z tego, że nadałeś jej początek?...
Skoro jest marnym puchem.
Nie ma znaczenia dla Ciebie...
Jaką jest córką naprawdę?
Obcy zupełnie Jesteście sobie duchowo.

Poniżej krytyki mieści się ona,
W Twoim punkcie widzenia.
Mimo, że dorosła już dawno.
Ten owoc dojrzał sam bez Ciebie...
Nigdy nie byłeś i nie Jesteś
Dumnym ojcem ze Swej latorośli.

Na próżno jej starania.
Jej umysł, jej intuicja,
i wiedza Ty cały czas...
widzisz w córce rybę.
Bez prawa do głosu.

Mniej, niż zero tylko tak się czuje!
Jak długo jeszcze to potrwa?...
Przejrzały owoc już tylko może zgnić.
Nim Ty dojrzysz w pełni na własne oczy!
W córki głowie zaświtała mądrość sowy,
ona dla Ciebie jest niewypałem życiowym.

Zawiść wszystko niszczy...

Nie potrafisz cieszyć się
Naszym szczęściem,
choć jest go tak niewiele.
Za każdy uśmiech.
Każesz mnie słownym batogiem!

Poddaję się pokornie,
zaciskając z bólu powieki.
Pytam w duchu.
Ile jeszcze zniosę?
W imię tej miłości.

Myśli wgryzają się
we mnie mordercze.
Wiem, że bez miłości
czeka mnie śmierć!

Płaczę w poduszkę
po raz kolejny.
Szukając wyjścia
bez rozlewu krwi.

Wiem, że muszę być
twarda jak skała i silna.
Przez szantaż
pokiereszowana cała.

galimatias małżeński

osobno we dwoje jedno na lewo
w prawo drugie nigdy w tym
samym kierunku a razem obok
siebie trwają na przekór sobie

uważając się za małżeństwo
wzorowe do naśladowania
każde podąża torem swoim
a w trudnych chwilach

żona zdana tylko na siebie
mąż głowę chowa w piach
przepadł jak wielki kamień
w wodzie powraca znów

jak wszystko w porządku
to właśnie męża zasługa
bo jest głową dobrego domu
mąż bierze żonę pod buta

najlepsza żona do roboty
mąż udziela rozkazów
pod dyktando jej ogon mysi
i autfit dla żony starej baby

Slalomy rozłąki

 Wciąż mało czasu
ciągle coś Cię goni.
Pragniesz wytchnienia
dłużej ze mną pobyć.

Piasek w klepsydrze
z Tobą tak szybko
mi ucieka, chciałbyś
wszędzie być ze mną.

Schować mój uśmiech
sobie w kieszonkę.
Bez przerwy za mało,
jest Nam siebie.

Całe życie przed Nami,
upływa jak ocean wody.
A między Tobą i mną,
rozłąk ciągłe slalomy,

Ten sam impuls
nie odstępuje Cię,
od pierwszego
wejrzenia ani mnie.

Trwa i trwa jak
miesiąc miodowy,
Nie ma w nim
wcale pór roku,
ani rocznic ślubu.

Zawsze te same
sekundy wiosny.
Przed Tobą i mną
oprócz tych słot.

Tęsknoty obustronnej
za sobą miesiąc
za miesiącem,
ciągnie się stęskniony.

Nie nudzimy się
nic a nic ze sobą.
Zawsze gdy ten czas
spędzamy razem.


Windą do raju 15

  Sonia, drugi dzień nie odzywała się do męża, nie lubiła strzelać fochów przed Arturem. Przez napaść i rękoczyny, jakich się dopuściła Bian...