Dotknij moich myśli,
nie pozwól im odejść,
nie wypuszczaj ze Swoich rąk.
Wsłuchaj się w ich przebieg,
nie dopuszczaj do dystansu.
Dotknij moich emocji bez obaw,
przed tym co będzie jutro.
TEKSTY zamieszczane na tej stronie SĄ MOJEGO AUTORSTWA . Kopiowanie, przedrukowywanie, bądź wykorzystywanie całości lub ich fragmentów bez zgody właściciela praw autorskich ZABRONIONE.!!! Naruszenie praw autorskich podlega karze przewidzianej w kodeksie karnym oraz dzienniku ustaw. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 roku z późniejszymi zmianami. WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE ! ...
Dotknij moich myśli,
nie pozwól im odejść,
nie wypuszczaj ze Swoich rąk.
Wsłuchaj się w ich przebieg,
nie dopuszczaj do dystansu.
Dotknij moich emocji bez obaw,
przed tym co będzie jutro.
zaufaj mi
nie oczekując nic
nie wybiegaj
daleko myślami
osiądź na tym
co tu i teraz
pozwól by czas
sam rozstrzygnął
co zwiąże przyjaźni
nić nie zwlekaj
zbyt długo
Za oknem szaruga nastraja melancholią,
ni to zima w pełni ni to jesień do wiosny.
Jeszcze daleko pozostają skryte marzenia,
o wyjeździe przed siebie w świat nieznany.
Nadmiar czasu zabijam na czytaniu książek,
na podorędziu wpatrzony w szklane pudło.
Nie mogę doczekać się wypadu nad jezioro,
tam gdzie czuję się jak u siebie w domu.
Krótkie dni przeplatają się z wieczorami
długimi jak tasiemiec panoszy się chandra!
Znienacka z kąta w kąt nieproszony gość
człowiek lgnie do człowieka na dystans.
Dziczeje w czterech ścianach zamknięty
przez pół roku dopada niestety depresja.
Zgłosić się do psychiatry czy do psychologa
z miasta na wieś nie ma sensu jechać.
Rodzinie się wydaje, że to chwilowy kaprys!
Wozić cztery litery w aucie za free na ropę.
Kasa leży na chodniku czeka po sięgnięcie.
W mieście nic nie doskwiera i nie brakuje
ma się więcej w tyłku niż w aptece lekarstw,
na receptę, bo miasto to drugie USA.
Rzeczywistość pisze inny scenariusz,
nikt tego nie widzi, jak jest się bardzo
skazanym na łaskę i nie łaskę gościnności.
Gdy się jeździ w to samo miejsce,
z konieczności odwracając głowę.
Na ten sam widok co weekend,
jak nie ma się gdzie podziać w lecie.
Cały świat patrzy
przez wyświetlacz
Nic poza tym nie istnieje
Świat przez wyświetlacz
Wirtualne są dzieje
Nie ma nic naprawdę
Iluzja w człeku żyje
Pochłonięci zatracamy się
W czasoprzestrzeni
Poważne sprawy
Stają się banalnymi
W werbalnej mowie
Coraz mniej treści
Puste słowa myśli nieme
Bez niedomówień
Jesteś tam jeszcze?...
Głucha cisza panuje
Samotność wszędobylska,
nigdy o nic nie pyta.
Po co? Dlaczego? Jak?
By być sam na sam.
Samotność natrętna,
nigdy nie zapyta czy można?
Pojawia się, wyprosić ją
za drzwi jest trudno.
Samotność... jesteś tylko
cała moja chcąc mnie,
na własność i na zawołanie.
Nie ma w niczym pośpiechu.
Jestem w centrum
Jej uwagi, wysłucha
cierpliwie moich myśli,
posmęci sobie z nimi...
podebatuje sam na sam.
Pieniądz nie kapusta
Łatwo zaprzedać duszę
Nie kupi się miłości
Choć seks jest na pokaz
za pieniądze!
Pieniądz ułatwia życie
Przyjaźni nie zastąpi
Pieniądz zwiększa apetyt
Na luksus i przepych
Przewraca w głowie
Do góry nogami
Trudno pozostać sobą
moje zdanie mój głos
jest jak śnięta ryba
na brzegu morza
trudno być dzieckiem
nie będąc nim już
jak dorosnąć...
w Twoich oczach
niezmienny sprzeciw
na pierwszym miejscu
nie liczy się mój świat
poukładany moje ja
odkładam na później
i na później nie ma czasu
ani pory na moje ja
mój świat poukładany
według Twojego pomysłu
nie ma przestrzeni
gdzie nie spojrzeć
widać Twój akcent
moje życie upływa
a ja ciągle myślę
jak Cię zadowolić...
Rozproszyły się śniegu płatki,
po całym świecie wymiata.
Z każdej strony niczym śmieci
biało, biało wszędzie z nieba.
Wojnę toczy zima ze słońcem,
kto dziś zwycięży, kto przegra?
Tu mrozik straszy niepokaźnie,
tam żurawi klangor słychać.
Śnieżki z deszczem się ścigają,
motyle rozkładają wachlarze tęczy.
Wiosna, wiosna coraz bliżej!
Choć na nią się nie ma.
Pod batutą strofy
wyrabiam całą gamę
Haftowaną pracę
mowy wiązanej
Tworzę bez granic
w rymach uchwycie
Nie żałując atramentu
fantazji wypuszczam
Wodze wersów sylaby
wierszuję cały czas
Rozpylam na fortepianie
aromaty i kwintesencję myśli
Na słotę rzucam się na esej
w prozie życia szukam ody
Miłość pisze strofy
nie odrywając pióra
Anielskiego a Ty
tym aniołem Jesteś
Jak łatwo jest się zakochać w kimś, pokochać drugą osobę tak trudno jest pokochać się. W świecie, w którym tkwi moje ja, nie ma wokół mnie przyjaciół. Gdzie ludzie wobec siebie stają się, coraz bardziej zawistni i krytyczni, wytykają jeden, drugiemu różne rzeczy i mankamenty.
Człowiek, człowiekowi jest wilkiem, choć tak naprawdę nie wiem jakim wilkiem jest wilk dla drugiego wilka. Coraz trudniej jest mi otworzyć się przed kimś nowym, a co dopiero przed sobą zdjąć maskę. Maskę "niewidkę", którą zakładam tutaj w świecie wirtualnym, nie chcę wyróżniać się ani odróżniać od wszystkich.
Odkąd sięgam pamięcią, zawsze byłam inna, inna znaczy gorsza, choć musiało upłynąć wiele lat, zanim poznałam siebie i swoją wartość. Przez tą moją inność od najmłodszych lat skazana byłam na bycie tylko ze sobą i własnymi, nierozłącznymi myślami.
Jedni akceptowali mnie, taką, jaką byłam i jestem, inni mieli problem z zaakceptowaniem mnie i polubieniem. A ja wszystkich i wszystko wokół siebie bacznie obserwowałam i obserwuję do tej pory, wyciągam różne wnioski. Uczę się dystansu do tego, co mnie otacza i kto mnie otacza, z czym się stykam na co dzień. Przebywając z samą sobą, miałam mnóstwo czasu na analizowanie ludzkich zachowań, traktowanie mnie.
Traktowanie mnie i obchodzenie się ze mną, które nie zawsze było i jest miłe, przyjemne dla mnie, a wręcz infantylne, chamskie, bez skrupułów. Tak jest po dzisiejszy dzień, większość osób, z którymi się stykam w życiu realnym, odbiera mnie za debilkę, która nic nie czuje, nic nie pojmuje tylko i wyłącznie przez moją inność.
Dlatego trudno mi było zaakceptować się takiej, jaką jestem, choć siebie znam dobrze, w przeciwieństwie do tych, którzy nie są w stanie poznać mnie naprawdę, a nie tylko poprzez to, jak wyglądam i się poruszam.
Brak akceptacji, odtrącenie — świadomość w mojej psychice potrafi odebrać pewność siebie, podniesienie wartości i uczucie potrzebną innym.
Późno, ale lepiej późno jak wcale, zaczęłam sobie uświadamiać, że muszę nauczyć się unikać opinii toksycznych na swój temat. Nie sprawia mi żadnej satysfakcji, odbijanie piłeczki w drugą stronę, po to, tylko żeby się odgryźć za zadany niejeden mi cios. Bo nie w tym rzecz, żeby się wzajemnie, okładać czym popadnie.
Będąc z kimś w miłości, uczę się zarazem kochać siebie samą, spoglądam na siebie z punktu widzenia osoby, która mnie akceptuje w pełni i kocha, tak jak ja pragnę tego.
Samo życie nie rozpieszcza i nie ma w zanadrzu żadnych taryf ulgowych, dzięki temu nie oddałabym tej mądrości, jaką mam za żadne pieniądze świata. Bardzo lubię się taką, jaką się znam z moim ja i moją niedoskonałością bożą.
Dla mnie najważniejsze jest pozostanie sobą i bycie z sobą w zgodzie.
Tylko ja
jestem moją przyjaciółką
Tylko ja
wiem o sobie wszystko
Tylko ja
czuję się dobrze ze sobą
Tylko ja
domniemania się nie lękam
Tylko ja
mogę dotrzymać
sobie każdej obietnicy
Tylko ja
wiem co jest dla mnie dobre
Tylko ja
powtarzam sobie wygrasz
na co dzień ze swoją niemocą
Nie śmiej się nigdy
Z prawdziwej miłości
Jaka, by ona nie była
Od pierwszego wejrzenia
Czy ta platoniczna...
Miłość to nie
bajka
ani nie Święty Mikołaj
To oczywista prawda
Gdy wpada się w sidła...
Jej mocy
Miłość sama Cię
odnajdzie,
Nie goń za nią
na siłę.
Miłość sama Cię,
dostrzeże,
nie wiesz kiedy
i gdzie...
Wystarczy, że
spojrzysz jej prosto
w oczy i...
serce Ci zadrży.
Chcesz czy nie chcesz
Pisać będę przeleję
Piórem moją miłość
Wszeptam się w Ciebie
Dotknę każdym
wersem
Zmysłowych doznań
Lekko jak puch na wietrze
Zasieję cząsteczkę siebie
W Tobie...
Gdy mnie nie będzie
Będą z Tobą
Moje słowa
Przypieczętowane wyznania
Kleksem zamiast pocałunku
Nie ma babci, nie ma dziadka.
Pozostała historia i pamięć.
Często do niej powracam,
przywołując ich w myślach sobie.
Babcia i dziadek
to smak i zapach,
Dzieciństwa, które w mig znika.
To niepowtarzalna chwila,
Z którą tak ciężko się rozstać.
Czas nie stoi w
tym samym miejscu.
I nie cofnie zegar minionych lat.
Nie zastąpi nic babci i dziadka,
w tęsknym zaułku pustej słoty.
Słowo nie uszlachetni
W zeszycie wydarzeń
Nie przybędą megabajty
Kryształowych manier
W języku hardym
Trudno jest być sobą,
jak się musi dobierać
słowo przed drugą osobą,
gdzie tu miejsce na szczerość?
Wszędzie ciasno i ciemno!
Trudno przyjacielem być,
gdy się słowo waży.
Niepełnosprawny na niepełnosprawnego
patrzy wilkiem.
Niepełnosprawny dla niepełnosprawnego
potrafi być klinem.
Niepełnosprawny, niepełnosprawnego
omija szerokim łukiem.
Niepełnosprawny na niepełnosprawnego
warczy, ujada jak pies.
Dlaczego tak jest?
Słowo za ciasne
w milczeniu tonie
Myśli są balastem
wzdycha pytanie
Pierwsze kochanie
spać nie daje
Chodzi po głowie
Pierwszy pocałunek
Szukając wszędzie
pierwszego razu
Cień wspomnień
Powraca jak bumerang
Wspinam
się po szczeblach
Błędów prób i sprostowania
Snuje
się za mną
Cień nocnych koszmarów
Łączy
przeszłą chwilę
Z aktualnością bólu
Choć
myśli i pragnienia
Zawsze te same bez zmian
Patrzę
z wiarą w przyszłość
Czekając na obrót spraw
Niedokończonych
Wielkiej i małej amplitudy
Lęk
ogarnia przed adaptacją
Ciekawość coraz większa
Nie
daje spokoju i wytchnienia
Dobra myśl wprawia
W
nastrój kubka
Gorącej czekolady
W
gonitwie myśli
Twórczej pracy pióra
moja myśl drzemie
w podświadomości
że już nie wydarzy się nic
co może mnie zaskoczyć
moje myśli tylko ja
widzę w pantomimie
wyobraźni słyszę
niemy krzyk zewsząd
Autentyczna miłość
Potrafi wiele poskąpić
Jednostajność pisze
Inny tok powieści miłosnej
Autentyczna miłość
Jest inna od tej wymarzonej
Do której się wzdycha
Śniąc po całych nocach
Autentyczna miłość
Nie jest taka jakiej
Obraz nosi się w sobie
Wiosna życia nie trwa...
wiecznie
Wiosna życia nie trwa wiecznie
A wraz z jej odejściem zmienia się
Światopogląd na miłość i wszystko wokół
Ze starym rokiem
Weź rozwód
Złe wspomnienia
Spal na popiół
Z Nowym Rokiem
Nie myśl o peselu
Rozgoryczenie, gniew i złość
Puść w niepamięć
Głupie pretensje i żale utop
W ukropie przytulności
Nie daj się wgonić
W niepopełnione błędy
Na Nowy Rok
Nie bądź hardy, jak petardy
Bądź ze sobą
Zawsze w zgodzie
Śmiej się i baw
Do końca życia
Z Nowym Rokiem
Nie żałuj chwil
Na przyjemności
W świąteczny czas
Wyłazi zewsząd fałsz
Przebija się prawda
Gorzka i twarda
Jak czekolada
wiersz pt. Jesteś lekiem na całe zło
bez zbędnych słów wystarczy spojrzenie
rozumiemy się od kiedy jeszcze nie byliśmy parą
w moim sercu tliła się iskierka z nadzieją
że z czasem wszystko ułoży się pomyślnie
czemu otrzymałam szansę właśnie od ciebie
nie oczekując niczego natychmiast zbyt wiele
nie chodziłam za Tobą nie prosiłam Cię o nią
sam pierwszy pojawiłeś się w moim sercu
wznieciłeś wiarę w niespełnione marzenia
nie broniłam się przedtem aż tak bardzo
choć duszę miałam skamieniałą
od strachu umiałeś mnie poskromić
ugłaskać jak w cyrku pogromca lwa
na arenie czułam się jak dzikie zwierzę
zranione do żywca zamknięte w klatce
w ofierze samotności nie obawiałeś się
wcale tej klatki otworzyć nie zraziło Cię nic
nawet podejrzliwość ogromna z moich oczu
tym bardziej wyciągnąłeś do mnie
ufnie rękę dotknąłeś ran zadawnionych
jak i świeżych co obficie broczą krwią
wszystko poszło w zapomnienie
że w ogóle taki ktoś jak Ty istnieje
Nie ma już tej furtki do przeszłości
Jagoda pragnęła, aby Marek jeszcze przyjechał, mimo wszelkich przeciwności, na jakie się zanosiło w jego życiu. Po odjeździe chłopaka i jego ojca uświadomiła sobie dopiero, co tak naprawdę się stało.
Całując pierwszy raz swojego ukochanego w usta, nie czuła żadnego niepokoju ani przerażenia, a tym bardziej obrzydzenia. Przedtem wszystkie te odczucia trzymały ją w uścisku. Dziewczyna została nagle jakby odczarowana czarodziejską różdżką.
Nie miała żadnych wyrzutów sumienia, że mogła popełnić nieodwracalny błąd. Jagoda nagle przypominała sobie słowa zmarłej babci, która ją pocieszała, mówiąc, że jeśli doznała krzywdy ze strony płci przeciwnej, to jest ją w stanie uleczyć tylko mężczyzna. Po tylu latach teraz dopiero dotarło do Jagody tak naprawdę, co wtedy jej babcia miała na myśli.
Babcina przepowiednia właśnie się sprawdzała. Dziewczyna podziękowała matce za wstawiennictwo w dążeniu do zawarcia małżeństwa z jej ukochanym.
Po powrocie na wieś Marek zabrał się do pracy z większym zapałem niż zwykle, w lesie i w gospodarstwie rolnym,
chcąc zarobić jak najwięcej pieniędzy i przygotować rodzicom pole do plonów, żeby nie mieli powodów do zarzucenia mu czegokolwiek.
To, co zarobił, oszczędzał z myślą o zakupie ślubnych obrączek. Rozłąka między Markiem a Jagodą znów się przedłużała, choć obiecywał dziewczynie w sms-ach, że przeprowadzi się do niej zaraz po świętach wielkanocnych.
Jego matka, widząc, że chłopak bardzo się stara i uwija, wykorzystywała to na co dzień, dokładając synowi w domu jeszcze więcej roboty. W końcu nadszedł maj i Marek uznał, że wszystko porobił bez zastrzeżeń.
Była najwyższa pora na przeprowadzkę do miasta. Jeden, jedyny problem, jaki nie dawał mu spokoju, to taki, że mając pieniądze na ślubne obrączki, zabrakło mu ich na zaręczynowy pierścionek.
Marek wstydził się kupić tani pierścionek, by zaręczyć się z Jagodą w obecności jej rodziców. Nie zamierzał o nic prosić swoich rodziców, bo i tak im bliżej jego wyjazdu ze wsi, tym częściej dochodziło między nim a jego matką do kłótni.
Zamykając się sam w pokoju, przygotowywał się do odjazdu. Po długim weekendzie majowym Marek wyjechał z ojcem samochodem do Włocławka.
Marek był zarazem bardzo szczęśliwy, jak i przerażony na samą myśl, bo nie był pewny, kto ma rację, on czy jego rodzice. Nie chciał rozstawać się z nimi w niezgodzie i nie chciał też zawieść i rozczarować Jagodę.
Kiedy się pojawili na miejscu, jego ojciec nie chciał się zatrzymać dłużej na rozmowie. Pomógł synowi wynieść z auta pudła z rzeczami do mieszkania.
Odchodząc, rzekł do Marka i Jagody:
— Pobierajcie się, ale bez rozwodu. Pamiętajcie! Dziewczyna spojrzała na Marka.
- Tak, oczywiście, proszę pana, będzie bez rozwodu. Nie ma takiej opcji.
Nie zwlekając długo, Marek chwycił Jagodę za dłoń. Trzymając w drugim ręku pudełeczko, zapytał:
- Możesz przymierzyć?
Jagoda była pewna, że to pierścionek zaręczynowy. Uśmiechnęła się, otwierając pudełko, ujrzała obrączki ślubne.
- Jasne! Jak to bez rozwodu, od razu ślub!
- Zgadzasz się? — zapytał Marek.
Jagoda skinęła głową, uśmiechając się ponownie.
Marek chwycił ją za rękę, obrączka pasowała jak ulał.
- Chodźmy do księdza, nie zwlekajmy — poprosił ją.
- O tak! Masz rację, bo twój tato może zmienić zdanie i wrócić po ciebie.
Ślub kościelny wypadł w pierwszy dzień lata. Za oknem całe niebo zapłakane, jakby zapowiadało trudne chwile przed nowożeńcami i ten stres przedślubny towarzyszący im obojgu...
A co będzie, jak mnie Marek nie pokocha? — zastanawiała się w duchu.
- Dlaczego dzisiaj jesteś taka smutna? — zapytał, widząc smutek na jej twarzy.
Jagoda stała przy oknie i przyglądała się, jak z nieba spadają krople.
Odwróciła głowę do narzeczonego.
- A co będzie, jeśli mnie nie pokochasz? — zapytała przerażona.
- A skąd ci to przyszło teraz to do głowy? — roześmiał się Marek.
- Zaraz się spóźnimy na nasz ślub — dodał.
Na zegarze dochodziła godzina osiemnasta czterdzieści pięć.
- Zaraz się spóźnimy na nasz ślub — ponaglał chłopak.
- Przed nami całe życie na poznanie się i kochanie — odparł przekonująco.
A deszcz wcale nie ustawał, jeszcze bardziej siąpiło.
Cała ceremonia odbyła się potajemnie, krótko i skromnie, w kościele przy zamkniętych drzwiach.
W kościele zgromadzili się rodzice panny młodej i państwo młodzi.
Jagodzie znienacka znów zaczął się udzielać stres przedślubny. Marek dostrzegł nagle, jak bardzo drży dziewczynie cała prawa ręka. Gdy tak stała w białej sukni i kapeluszu z dużym rondem, nie mogła trafić palcem serdecznym w ślubną obrączkę, którą jej Marek wkładał.
W tym samej chwili nagle zza chmur rozbłysło słońce. Jakby anioł, przelatując, uśmiechnął się do panny młodej.
Jagoda nie dowierzając, spojrzała w niebo. Byli już połączeni ze sobą na zawsze, na dobre i złe.
KONIEC
Dotknij moich myśli, nie pozwól im odejść, nie wypuszczaj ze Swoich rąk. Wsłuchaj się w ich przebieg, nie dopuszczaj do dystansu. Do...