Na przechadzce
w biały dzień,
straszny wilkołak
spotkał mnie.
Dwa
kły
wystawały mu,
z pyska!
Z gęby biała
piana się toczyła.
W
spojrzeniu
przypominał diabła,
zionął ogniem
jak smok w ślepiach!
Ale
w głębi serca
był zawsze samotny.
Ja cała skamieniała
przed nim stała!
Brakowało mi tchu
zawołać o pomoc.
Widok makabryczny,
ale było za późno!
Ziemia
pod nogami
mi się zatrzęsła,
i osunęła! Trudno
oswoić się z paskudą.
Choć
widywałam go
często przyjaźń była,
niemożliwa nazwał się
Andrzej bał się wyrwizęba.
Szpetna
morda na fotelu
przez nieład w uzębieniu.
Mógł uchodzić za Gargamela,
który mścił się na smerfach.
Mógł
udawać Babę Jagę
Strasząc dzieci niesforne.
Z tej historyjki morał taki:
dbaj o zęby młody i stary.
Myj
je rano i wieczorem.
Twój przyjaciel wyrwiząb.
Raz uśmiechnie się
raz zagada, dziecku
długą bajkę opowiada.
Wnet
zapomnisz
o strachu i bólu.
Kiedy dziura
w zębie zatkana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz